Charlotte Hug i Lucas Niggli na Krakowskiej Jesieni Jazzowej 2017 - relacja

Autor: 
Bartosz Adamczak

Na koncert Charlotte Hug oraz Lucasa Niggli czekałem z radością z bardzo prostego powodu – duet zagrał rok temu na festiwalu Ad Libitum 2016 w Warszawie koncert wspaniały – cieszyła więc niezmiernie perspektywa ponownego z nimi spotkania. To właśnie wtedy też usłyszał i postanowił zaprosić duet do Krakowa Marek Winiarski – dyrektor Not Two oraz Krakowskiej Jesieni Jazzowej. 

Tymczasem koncert na Ad Libitum był pierwszym spotkaniem muzyków, spotkaniem właściwie przypadkowym bo wymyślonym awaryjnie kiedy konflikt logistyczny nie pozwolił by w Warszawie pojawił się regularny partner sceniczny Lucasa Niggli – Andreas Schaerer. Pomysł okazał się strzałem w 10kę, a muzycy złapali ze sobą kontakt natychmiastowy. Przypadek? Raczej kalkulowane ryzyko, ale myślę, że poziom muzycznej komunikacji oraz sceniczny efekt zaskoczył wtedy zarówno publiczność, muzyków jak i dyrektora festiwalu – Macieja Karłowskiego.

Koncert w Alchemii potwierdził klasę obu muzyków jako wyśmienitych improwizatorów. Lucas Niggli gościł już w Krakowie wielokrotnie, wybitny muzyk czujący się równie dobrze w sytuacjach bardzo ścisłej organizacji rytmicznej (zwłaszcza z etnicznem pulsem) jak i pełnej swobody poszukiwań brzmieniowych. Niggli gra wykorzystując całą paletę akcesoriów (pałki trzcinowe, bambusowe, drewniane, metalowe, plastikowe tuby itd) oczywistym jest jednak dla słuchacza, że wszystkie elementy zestawu perkusyjnego są dla niego sposobem bardzo świadomej i precyzyjnej kontroli brzmienia. Perkusyjne, brzmieniowe akcenty są jak ornamenty, rytmiczny puls za to często staje się fundamentem improwizacji.

Charlotte Hug gra na altówce oraz śpiewa (choć to mało precyzyjne określenie). W Krakowie chyba po raz pierwszy, słuchaczom, którzy chcieliby ją poznać w domowym zaciszu gorąco polecam płytę “Bouqet” nagraną w duecie z Frederickiem Blondy (wyd. Emanem 2012).  Grając na instrumencie Charlotte modyfikuje brzmienie korzystając z kilku różnych smyczków (jeden z nich pozwala “objąć” korpus instrumentu i grać na wszystkich strunach jednocześnie). Przeważa w jej  grze ton ostry oraz drapieżne, cięte frazy. Równie drapieżne są wokalizy Charlotte – zaskakujące, oparte głównie na niestandardowych, gardłowych technikach wokalnych. Hug potrafi skrzeczeć, burczeć, warczeć. Dynamika rozpięta jest od szeptu do krzyku, efekt teatralno-muzyczny od demonicznego do komicznego. Nie sposób uciec od porównań do innej scenicznej szamanki – Joelle Leandre, szwajcarska artystka dorównuje jej sceniczną ekspresją.

Seria krótkich improwizacji pokazuje doskonałą komunikację. Większość fragmentów powstaje w oparciu o szybko skrystalizowaną myśl przewodnią, którą może być konkretna fraza rytmiczna czy specyficzne brzmienie zaproponowane przez jedną ze stron (np. szmer pocieranej o dłonie trzciny albo wybrany gardłowy dźwięk). To co bardzo mi się podoba w grze duetu to prezentowanie muzycznego konkretu – muzycy zawzięcie rowijają kolejne pomysły, ale nie trzymają się ich kurczowo, bez wahania je porzucając kiedy pojawi się w muzyce nowy impuls. Niemal każda z improwizacji kończy się mocnym akcentem – jakby muzycy chcieli dokładnie postawić kropkę na końcu zdania, bez niedomówień, bez przypisów i zbędnych dygresji.

Po roku i kilku wspólnych koncertach widać, że, choć narodzony z przypadku, powstał duet wyśmienity. Poczynając od zakulisowej rzeczywistości aż po scenę: śmiało można stwierdzić- wiele rzeczy w muzyce improwizowanej może wynikać z przypadku, ale nic nie powinno się dziać bez sensu.