Błogosławieństwo?! - relacja z koncertu Get The Blessing - Portishead Jazz

Autor: 
Małgorzata Lipińska
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

W czwartek w klubie Palladium odbył się kolejny koncert w ramach cyklu Era Jazzu. Tym razem był to  Get The Blessing - Portishead Jazz. Projekt ten współtworzą artyści związani z Portishead Pete Judge - trąbka, Jim Barr - gitara basowa, Jake McMurchie - saksofon i Radiohead: Clive Deamer - perkusja. Prawdę powiedziawszy zupełnie nie wiedziałam, co będę mogła usłyszeć tego wieczora. Owszem Portishead swego czasu lubiłam, mimo, że ich muzykę trudno zliczyć do propozycji budzących w słuchaczu przesadny optymizm. Inne projekty członków zespołu były jednak dla mnie kompletną tajemnicą. Jakoś tak się złożyło, że od 2008 roku nie znalazłam czasu, by posłuchać nagrań z pierwszej płyty ich "All is Yes", nagranej jeszcze pod szyldem The Blessing, ani też sięgnąć do ostatniego albumu "OCDC".

Ale do rzeczy. Według mnie to co usłyszałam w Palladium nie był to jazzem... A po prostu mieszanką rocka, trąbki i saksofonu z dodatkiem elektroniki. Nie żebym potrzebowała taką jazzową identyfikacją wprowadzać, jazzu jednak nie było, ani też jazzowego sposobu grania. Co gorsza jednak sądzę, że tego wieczora niestety nie wydarzyło się absolutnie nic ciekawego. Utwory, oparte na tym samym schemacie brzmiały bardzo podobnie i jednostajnie, a momentami były wręcz nudne. Dalekie było to również od brzmienia Portishead. Może sama perkusja miała jakąś siłę? To jednak zbyt mało, żeby na dłużej wzbudzić zainteresowanie.

Tak! Zdecydowanie brakowało mi głosu Beth Gibbons...Na szczęście sama końcówka koncertu miała więcej życia i może trochę jazzowego brzmienia. Nie wystarczy to jednak abym mogła stwierdzić, że koncert mi się podobał. No cóż. Zabrakło mi i jazzu, i Portishead, a przecież projekt nosił tytuł Portishead Jazz, ale może po prostu nie tego powinnam była oczekiwać?

Inaczej koncert ten odebrali, z pewnością, słuchacze znający płyty zespołu The Blessing, czy obecnego Get The Blessing. Wyglądało, że część osób jest naprawdę zadowolona z tego co usłyszała. Jedna z osób po koncercie, powiedziała mi, że mimo iż, 3 lata nie słuchała pierwszej płyty, doskonale ją pamięta, dodając po chwili, że to muzyka prosta, powtarzalna ale zarazem pełna energii, punkowego ducha. Być może, ja z tym punkowym duchem widać się rozminęłam.