Americana - dzień IV Sacrum Profanum

Autor: 
Kajetan Prochyra

Środowy występ zespołu Sentieri Selvaggi pod batutą Carlo Boccadoro był chyba jednym z najdelikatniejszych, najbardziej europejskich koncertów na festiwalu Sacrum Profanum od ładnych paru lat. Chociaż program ten nosił tytuł „Americana”.

Włoski zespół, którego nazwa oznacza po polsku "ścięzki pustynii" od lat współpracuje z największymi kompozytorami muzyki współczesnej. Ich aranżacje i orkiestracje utworów Reicha, Glassa czy Laurie Anderson odbywają się przy pełnej aprobacie autorów. W Krakowie muzycy, zgodnie z duchem tegorocznej edycji Sacrum Profanum, postanowili zaprezentować jak amerykański język muzyczny potrafi łączyć światy awangardy i popkultury.

W pierwszej części koncertu sekstet fortepian-skrzypce-flet poprzeczny-klarnet-instrumenty perkusyjne zaprezentował trzy kompozyjcje Phippa Glassa: napisaną do wiersza Allena Ginsberga i przewidzianą pierwotnie na fortepian solo „Wichita Vortex Sutra”, słynną „Metamorphosis” ze spektaklu Franza Kafki oraz „Facades”, która nie zmieściła się w filmie Godfrey’a Regio „Koyaanisqatsi”. Zespół utwory Glassa wykonał z niezwykłą delikatnością, finezją, elegancją a przy tym skrajnie przeciwną energią do tej, jaką przez poprzednie dwa dni festiwalu prezentował Bang On A Can All Stars.

Po przerwie zmienił się nastrój spotkania z muzyką amerykańską za sprawą ludycznych, choć niebanalnych kompozycji Michaela Daugherty’ego na kwartet smyczkowy i taśmę: „Sing, sing J. Edgar Hoover” i „Elvis Everywhere”. W pierwszym utworze z głośników popłynęły dźwięki pochodzącego z lat 50tych wywiadu z wieloletnim szefem FBI - tytułowym J. Edgarem Hooverem. Słowom towarzyszyły też efekty dźwiękowe niczym z filmu kryminalnego i żywe instrumenty, które wchodziły w dialog z szefem wywiadu.
Przyznać trzeba, że kompozycja - tragi-farsa na społeczeństwo strachu, którego „akcja” rozgrywa się w czasach Zimnej Wojny i tropienia komunistów pozostała mocna i aktualna także w czasach wojny z terroryzmem.
Mieszane uczucia wywoływać mógł utwór poświęcony Elvisowi, a dokładniej jego sobowtórom z estrad Las Vegas. Daugherty nagrał bodaj pięcioro naśladowców króla rock’n’rolla i stworzył z nich zespół wokalny. Kwartet smyczkowy towarzyszył Elvisom cytując melodie jego największych przebojów. Tu o ile ciekawa jest dokumentalna praca nad utworem o tyle muzycznie można było poczuć się jak podczas koncertu Grupy Mozarta - nie umniejszając umiejętności ani polskiego ani włoskiego kwartetu.

Blado wypadł też utwór „Hiawhatha” pochodzący pierwotnie z płyty Laurie Anderson „Strange Angels”. Sentieri Salvaggi z ballady, w której dominującą rolę odgrywa głos amerykańskiej artystki oraz bogato wykorzystywane instrumenty elektroniczne, wydestylował samą melodię i przełożył kameralny sekstet. Efekt był pocieszny, ale nie raczej nie wywołał dreszczy szczególnych emocji wśród lubiącej mocne wrażenia festiwalowej publiczności.

Wynagrodził to jednak ostatni punkt programu „Double Sextet” Steve’a Reicha - utwór wyróżniony w 2006 roku nagrodą Pulitzera. Kompozycję, zgodnie z zaleceniem autora wykonywać może 12 muzyków lub 6 z towarzyszeniem taśmy z nagraniem partii drugiego sekstetu przez tych samych instrumentalistów.
Utwór ten był z jednej strony napisany językiem bardzo charakterystycznym dla Reicha, w którym proste frazy zbiegały się ze sobą zachowując drobne przesunięcia i piętrząc przez kolejne pary instrumentów: fortepian-fortepian, wibrafon-wibrafon, flet-flet, skrzypce-skrzypce, klarnet-klarnet. Około półgodzinna, trzyczęściowa kompozycja w finale zyskała charakter piosenki, zamykając stylistyczną klamrą program koncertu.

Na bis Sentieri Salvaggi wykonali jeszcze jeden utwór Michaela Daugherty’ego - „Sinatra Shag” - kompozycję opartą na kanwie przebóju z repertuaru Nancy Sinatry „These boots are made for walking” utrzymaną w stylistyce rock’n’rollowego tańca z popisową partią skrzypiec.

Publiczność zebrana na tym koncercie w zaskakującym nadkomplecie opuszczała Mazowiecki Ogród Sztuki nie kryjąc satysfakcji.