Recenzje

  • Something Personal

    Premiera albumu Something Personal została zaplanowana z niezwykłą starannością. Wystarczy wysłuchać początkowych dźwięków utworu Teardrop, żeby przekonać się, że Paweł Kaczmarczyk nie mógł inaczej odnieść się do projektu, który musiał kosztować tyle żmudnych przygotowań, jak tylko dopieścić końcowy kształt swojego dzieła. W efekcie powstały album raczej spełnił pokładane w nim nadzieje – wyczekiwany od tak dawna autorski album Pawła Kaczmarczyka faktycznie imponuje starannością formy.

  • Love In Us All

    Pharoah Sandersa należy do grona tych muzyków, których twórczość z radością się odkrywało i przeżywało. Pierwszych spotkań z takimi albumami jak „Karma” czy „Jewels Of Thought” się nie zapomina. Jednak słuchając jak rozwijała się twórczość Faraona, odtwarzając te bliźniaczo podobne klimatem płyty, można zwątpić w jego zmysł jako kompozytora.

  • Come Sunday

    Ten album to drugi owoc współpracy kontrabasisty z legendarnym pianistą. W 1995 roku spotkali się, by nagrać płytę „Steal Away”, obsypaną (zupełnie słusznie) statuetkami Grammy. Materiał zarejestrowany na „Come Sunday” jest bardzo zbliżony do pierwszego krążka tego duetu. Charlie Haden, choć miał udział przy narodzinach free jazzu, od dłuższego czasu jest raczej stonowanym panem. Oddał się składaniu hołdu muzyce swojego dzieciństwa. „Americana”, bo tak nazywana jest najczęściej ta odmiana jazzu, to miks spirituals, folku, country i gospel. Charlie Haden ją kocha i grywa w towarzystwie różnych muzyków, jak na przykład Pat Metheny.

  • MazzSacre +/-

    Jerzy Mazzoll należy do grona tych muzyków, którzy lubią inicjować nowe pomysły, a projekty i ich zamysł tworzyć niemal od zera. Polski klarnecista nie musi się trzymać kurczowo obranej stylistyki czy formy. Nie widzi też potrzeby, by szukać bezpiecznej artystycznej przystani. Najświeższym dowodem tego stanu rzeczy jest jego najnowsza płyta nagrana pod szyldem MazzSacre.

  • Six Months And Ten Drops

    Bez pracy nie ma kołaczy. Zwolennikiem tego prostego przysłowia jest najwyraźniej Tomasz Dąbrowski: polski trębacz z Kopenhagi, który w tym roku wydał już trzy albumy studyjne.  Ostatni z nich -  Six Months And Ten Drops - to krótka próba zobrazowania jak szerokim i niejednoznacznym zjawiskiem jest muzyka free. Powołany do tego zespół FREE4ARTS zdecydowanie wie z jak wielu, różnorodnych źródeł należy czerpać, aby tworzyć ją w pełni syntetyczny sposób.

  • Ritual

    Solowy debiut na grand pianie to pomysł ryzykowny. Takie albumy są nie lada wyzwaniem dla artystów, wymagają olbrzymiej wprawy wykonawczej, pomysłowości i twórczej wytrawności. Żadna fraza nie może być zagrana powierzchownie i przeciętnie. Jedna osoba musi odpowiadać zarówno za linię melodyczną, basową, drive utworów; budować dynamiczno – artykulacyjne napięcie i przede wszystkim zainteresować słuchacza. Takiego zadania podjął się młody, polski pianista - Tomasz Bura. Nagrał swój pierwszy album pt.

  • Gravity

    Wybór dróg twórczych, jakiego po opuszczeniu opiekuńczych progów jazzowych wydziałów uczelni muzycznych dokonują ich absolwenci jest stale powracającym tematem dyskusji zainteresowanych środowisk dziennikarskich. A to narzeka się na muzyków, którzy nie korzystając ze swego potencjału zajmują się li tylko bezrefleksyjnym kopiowaniem starych mistrzów, a to znów mówi o takich, których potencjał został nieustannym odgrywaniem standardów w ogóle przytarty. Ale czy naprawdę jest sens załamywać ręce?

  • Wishes

    Masabumi Kikuchi, Terumasa Hino i cała plejada muzyków prosto ze stajni Milesa. W poprzednich recenzjach podśmiewałem się z usilnego dążenia Japońskich muzyków do wyraźnego kopiowania stworzonych przez Davisa wzorców. Tym razem oddaję jednak pełne honory. Ekipie z dwóch stron świata wyszła muzyka Milesem inspirowana, ale na wskroś oryginalna i ciekawa.

  • Live Lemuria

    Zagłębiając się w dyskografię szwajcarskiego tria Vein, nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że utrzymują oni w orbicie swych zainteresowań klasyczny jazzowy repertuar, a także są przywiązani do tradycyjnych gatunkowych form, struktur i brzmień. Niemało jednak wyróżnia grupę na tle wielu mainstreamowych formacji typu fortepianowe trio i jej koncertowy album „Live Lemuria”, na którym gościnnie występuje z nimi Dave Liebman, skutecznie te różnice eksponuje.

  • The Epic

    Zamieszanie związane z osobą amerykańskiego saksofonisty Kamasiego Washingtona do złudzenia przypomina to, co kilka lat temu działo się z Kanadyjczykiem Colinem Stetsonem. Pomimo oczywistych różnic w zamysłach twórczych obu panów, nie sposób nie dostrzec, że obaj wyrośli niemal w okamgnieniu na znaczące postaci współczesnego jazzu. Obaj też zapukali do drzwi jazzowego światka, mając ze sobą bagaż doświadczeń wyniesiony ze współpracy z odmiennymi środowiskami artystycznymi.

  • Alloy

    Ależ to jest cudowna płyta! W swojej refleksyjności i zadumaniu fascynująca jak mało który album ostatnich lat! Nie ma tu zaskoczeń zresztą. Do płyt ważnych, nagrywanych z ważnych powodów, Tyshawn Sorey bez wątpienia jeden z najważniejszych muzyków amerykańskiej sceny jazzowej, przyzwyczaił od samego początku i tę tendencję utrzymuje z klasą właściwą wielkim mistrzom.

  • Break Stuff

    Kultura popularna sprawiła, że choć powszechnie nazywa się ich artystami, coraz rzadziej odbiera się ich twórczość jak sztukę - na równi z malarstwem, rzeźbą, instalacją czy performancem. A gdyby tak „Break Stuff” - trzecią obok „Historicity” i „Accelerando” płytę tria Vijaya Iyera - powiesić na ścianie i posłuchać tak, jak ogląda się wiszące na ścianie obrazy?

  • Taming the Dragon

    Brad Mehldau nie musi uwydatniać swoich zasług dla współczesnego jazzu. Od prawie 20 lat, wraz ze swoim triem, inspiruje kolejne pokolenia młodych jazzmanów, zblazowanych recenzentów, a także, a może przede wszystkim – fanów muzyki. Nagrywając elektroniczny album Taming the Dragon, w duecie z perkusistą, Marciem Guiliana, stworzył bez wątpienia głośne dzieło (dosłownie i w przenośni).

  • More Live

    The Thing należy jednych z najbardziej popularnych zespołów z około-jazzowej sceny. Szalone trio zrodzone z jednej strony z miłości do twórczości Dona Cherry'ego, a z drugiej do muzyki o rock'n'rollowych korzeniach – punka, grunge'u, noise. Przez wielu uznawane za jeden z najlepszych koncertów bandów, faktycznie The Thing to zwierzę sceniczne, wybuchowe i dzikie, a jednocześnie przebojowe. Zazwyczaj zaczynają prawym sierpowym a potem dokładają kolejne ciosy.
     
  • Currency Of Man

    Posiada jeden z najbardziej zmysłowych głosów na świecie. Jej piosenki są wzruszające, nastrojowe i bardzo intymne. Taką Melody Gardot - co tu dużo mówić - pokochałam od jej debiutu w 2006 roku. Z początkiem czerwca, artystka wydała swój czwarty album – Currency Of Man. Konfrontuje się na nim z historią: angażuje w społeczne problemy i politykę. Ale nie tylko tematyka utworów uległa zmianie. Również styl piosenek i ich aranżacje są zupełnie inne, niż na poprzednich albumach.

Strony