Transylvanian Concert

Autor: 
Kajetan Prochyra
Lucian Ban & Mat Maneri
Wydawca: 
ECM
Dystrybutor: 
Universal Music Polska
Data wydania: 
07.06.2013
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Lucian Ban: piano; Mat Maneri: viola

Jak by Cię tu Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku przekonać, byś poszedł do sklepu, kupił sobie tę płytę i posłuchał w skupieniu od początku do końca. Zobaczysz, że tylko na tym zyskasz, bo pięknie można na niej ćwiczyć sztukę słuchania. Nawet nie musisz czytać do końca tej recenzji. No dalej, idź! Tylko pamiętaj: „Transylavanian Concert” Lucian Ban i Mat Maneri!

Co, jeszcze tu jesteś? Nie wierzysz? No to jadę dalej: Wiesz, że najbardziej węgierskim miastem w Polsce jest Tarnów? Tak mówią. Spoczywa tam Józef Bem, nasz generał i wielki węgierski bohater. A wiesz, że przed śmiercią Bem przeszedł na islam? No ale ja nie o tym. Jesteśmy teraz w Târgu Mures w Rumunii - jak piszą w przewodniku: w samym sercu Transylawanii. Owo serce jest właśnie rozmiarów Tarnowa i żeby było śmieszniej, połowę jego mieszkańców stanowią właśnie Węgrzy. Żeby było jeszcze zabawniej w centrum Târgu Mures stoi Pałac Kultury. A żeby już śmiać się od ucha do ucha położony jest on przy ulicy George’a Enescu. Co w tym zabawnego? A no to, że jeśli słyszałeś/łaś wcześniej o Lucianie Banie to pewnie właśnie za sprawą jego płyty inspirowanej muzyką Enescu - „Enesco Re-imagined” - nagraną wspólnie z Johnem Hébertem i nowojorską śmietanką improwizatorów. Przy tym projekcie właśnie rumuński pianista poznał się z Matem Manerim. Kim jest Enescu? Narodowa filharmonia w Bukareszcie nosi jego imię. Wioska w której się urodził nazywa się dziś George Enescu. A Żelazowa Wola cały czas nie do wymówienia dla turystów. Był kompozytorem, pianistą i skrzypkiem. No ale ja znów nie o tym.

 

No więc jesteśmy w tym Târgu Mures, pod Pałacem Kultury, przy ulicy Enescu. Jest piąty czerwca, czyli prawie tak jak dziś, tyle, że kilka lat temu. Świat dopiero usłyszał o Adele. Ale my przyszliśmy na koncert Mata Maneriego i Luciana Bana. Przyjechali z Nowego Jorku. Ten pierwszy urodził się tam 44 lata temu - ten drugi jest jego rówieśnikiem, tyle, że na świat przyszedł tu - w Transylwanii. Wchodzimy do środka a tam malowane sklepienie, witraże. Trochę jak w kościele Mariackim, tylko zupełnie inaczej. Sala jest piękna i wypełniona po brzegi - tak jakby zeszło się pół Tarnowa. A to przecież nie będą takie łatwe i proste piosenki. Bo Ban i Manerii w Nowym Jorku nie grywają do kotleta, ale co najwyżej do rozgrzanych garów Gerlada Cleavera, trąb Tima Berne’a czy Tony’ego Malaby. Maneriemu nawet przydarzyło się pograć z Cecilem Taylorem. Nie ma że boli.

Zaczyna się. Wychodzą. Ban siada do fortepianu, obok staje Maneri z altówką. Starczy? Możesz już iść do sklepu? „Transylvanian Concert” Ban - Maneri, wydane przez ECM. Znajdziesz od razu.

Wciąż tu jesteś? No dobra. No więc grają bluesa, najpierw trochę nie śmiało, ale potem altówka Maneriego zaczyna gadać. Bez jakiegoś efekciarstwa, po prostu słyszysz, że gość ma brzmienie, że będzie dobrze. W drugim numerze znów bluesowo, choć to wszystko kompozycje Bana. Ma tu teraz trochę więcej miejsca, gra solo. Choć cały czas jest jakoś tak... cicho... No... to jest miłe, że jest cicho, że trzeba słuchać. Bo jest kogo i czego. A oni wreszcie zaczynają ze sobą rozmawiać. Obaj się rozkręcają. Ban zaczyna grać glissanda.
Ich brzmienia zaczynają się splatać. Trzeci utwór nazywa sie Monasterium („Monastery”). I to już - niespodzianka - nie jest blues. Choć trochę jest, tylko dużo bardziej europejski, słowiański, bałkański, żydowski. Zupełnie zapominasz, że Maneri jest Amerykaninem. Ten nasz swojski nieogolony groove w ubłoconych butach okazuje się być dla niego tak naturalny jak dla Bana. Potem trochę łąpiemy oddech: „Retina” - utwór napisany przez Mata, choć prawie cały wykonuje solo Ban. Za to potem Mat gra solo „Nobody Knows The Troubles I’ve Seen”. I znów jest niby blues, choć przy tym tak bardzo nie blues jest tu ważny, a dźwiękowa rzeźba, jaką tworzy swoją altówką Amerykanin. Jak dolepia dźwięki do brzmień melodii - raz grająć dwu-, trójdźwięki, gdzie indziej odejmuje, stawia pauzy, czasem tylko szarpnie strunę. Trójwymiarowe jest to jego solo. Oj tak...

Po tym energia jeszcze sie wzmacnia. Ban zaczyna grać mocniej, mięsiściej, ale po chwili także łamie frazy. Choć jest przywiązany do kompozycji ważniejsze jest to, co wydarza się między muzykami, a dzieje się tu dużo. Na koniec koncertu „Two Hymns” dedykowany babci pianisty. I nagle w dach w Pałacu Kultury w Târgu Mures zaczyna padać deszcz.

Po koncercie Pałac Kultury znika, ulica Enesco też. Z nią serce Transylwanii. Chyba, że zamiast czytać ten jazzowy Lonley Planet  poszłaś/poszedłeś do sklepu i słuchasz tej płyty znów. Od początku do końca.

1. Not That Kind of Blues; 2. Harlem Bliss; 3. Monastery; 4. Retina; 5. Nobody Knows the Trouble I've Seen; 6. Darn; 7. Two Hymns