They Have A Word For Everything

Autor: 
Paweł Baranowski
Mick Rossi
Wydawca: 
Knitting Factory
Data wydania: 
16.11.1999
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Mick Rossi - piano, glockenspiel; Dave Douglas – trumpet; Andy Laster - alto & baritone sax; Kermit Driscoll – bass; Charles Descarfino - drums, percussion

Kim jest Mick Rossi - nie wiem. Nigdy przedtem nie słuchałem jego utworów, ani też nie słyszałem jego gry. Zainteresowanych notkami biograficznymi jedynie odeślę do jego strony www.mickrossi.com, niemniej jednak mój pobyt tam niewiele mnie zbliżył do tej postaci. Może to i lepiej - nie jestem osobą, która przykłada jakiekolwiek znaczenie do danych dyskograficznych i w zasadzie jest mi nawet obojętne, kto na płycie gra. Choć nie do końca. Tej płyty nigdy bym nie miał, gdyby nie owe nazwiska, a tych znanych, które cenię i lubię jest na płycie sporo - dokładnie 3/5. Owych trzech muzyków to Douglas (nie trzeba chyba przedstawiać), Laster (uwaga na tego faceta, szczególnie w grze na barytonie) i Driscoll.

Tak więc do płyty podchodziłem jak do jednej wielkiej niewiadomej - wszak, to że w/w są mi znani, nie oznacza wcale, że mogłem przewidzieć co tym razem zagrają. Jest jednak dobrze. Nawet bardzo dobrze. Szkoda, że Knitting Factory tak rzadko nagrywa płyty tego typu. W zasadzie w pamięci nasuwają mi się jedynie doskonałe albumy New & Used (nota bene w/w grali także w tamtej grupie). A muzyka? Cóż ... trudna do opisania (a niby, która jest łatwa?). Jest to jazz, ale z inklinacjami, źródłami w klasyce, w muzyce początku wieku, impresjonistycznej, romantycznej. To chyba najważniejsze inspiracje. I są one czytelne już od samego początku. Jazz i klasyka mieszają się tu jak w tyglu.

Już pierwszy utwór wprowadza taką regułę - zanim się skończy tysiąc razy zmieni się rytm, metrum, nastrój, z jakiejś aluzji do piosenki kabaretowej z początku wieku przejdzie w nowoczesny jazz. Owych fragmentów jakby salonowych tańców; współbrzmień trąbki i barytonu, kontrabasu granego arco, koncertowo brzmiącego fortepianu nasuwających raczej skojarzenia z filharmonią, aniżeli z jazzowym klubem jest w tej muzyce sporo. Są jednak także piękne jazzowe improwizacje, fragmenty swobody rytmicznej i melodycznej o intensywności rodem z free, oraz dobrze znane sola Douglasa, którymi raczy nas od lat już przecież. Muzykę tę można zatem odbierać jako współczesną postać Trzeciego Nurtu.

Wydawać by się mogło, iż rodzaj ten odszedł w niepamięć i to raczej jako nieporozumienie muzyczne. Okazuje się jednak, iż obecnie wielu muzyków z pełnym wykształceniem muzycznym bardzo chętnie łączy muzykę wyrastającą z obu tradycji. I łączy, trzeba dodać, w sposób bardzo udatny. Być może to, czego nie udało się dokonać kompozytorom i muzykom będących protagonistami tego stylu, obecnie udaje się. Być może to jazz przybrał bardziej wyrafinowane harmonie, stał się jeszcze bardziej złożony i niejednoznaczny rytmicznie, a z drugiej strony, forma muzyki wyrastającej z pnia europejskiego stała się na tyle otwarta, iż można było dokonać fuzji obu stylistyk w dojrzałe dzieło.

Nic tu z wulgarnego łączenia klasyki i jazzu a la MJQ czy J. Milian, czy prymitywnego odgrywania klasyki jak u Jagody, czy Namysłowskiego (Mozart). Ta muzyka stanowi klasyczno-jazzową jedność. Oczywiście takie przedstawienie jazzu (brak tu jednego z podstawowych jego elementów swingującego drive’u) może się podobać lub nie - to jest kwestia gustu, ale jest to dobra muzyka, nawet bardzo dobra. I jeszcze jedno - płyta jest wyśmienicie zrealizowana, a przy tego typu muzyce jest to po prostu warunkiem prawidłowego jej słuchania.

1.  Camus; 2.  Space-junk; 3.  As If; 4.  Translator; 5.  Haus; 6.  Whatever; 7.  A Stubborn Thereness; 8.  They Have A Word For Everything; 9.  Don't Call Me Here; 10.  Collision; 11.  Shadow Of A Thrush; 12.  I Stop There