There's a Hole In The Mountain

Autor: 
Piotr Rudnicki
ATOMIC
Wydawca: 
Jazzland Recordings
Data wydania: 
04.04.2013
Dystrybutor: 
Jazzland Recordings
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Håvard Wiik: piano; Fredrik Ljungkvist: saxophone, clarinet; Magnus Broo: trumpet; Ingebrigt Håker Flaten: bass; Paal Nilssen-Love: drums, percussion

Fakt, że przy tak wielkim zapracowaniu poszczególnych członków Atomic wciąż regularnie raczy nas nowymi longplayami uznać należy za świadectwo wielkiej pasji tworzenia i niezbywalny szacunek dla słuchaczy. Grupa mogłaby się spokojnie rozejść i nagrywać w innych konfiguracjach (a ich liczba jest, jak wiemy, niemal nieskończona), tymczasem od ponad dekady pozostają na posterunku, znajdując czas na wspólne sesje, których wynik nigdy nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu, a wykształcona stylistyka wciąż przyciąga soczystością rasowego grania. Nie każdego stać na taką stabilność.

Chciałoby się, żeby każdy zespół był w stanie nagrywać tak równe i ciekawe albumy. Pełne wielogatunkowych powiązań i przejść, przyczajonej, nagle uwalniającej się siły dęciaków, która porywa, sprawia, że mimowolnie robimy wielkie oczy i szepczemy „wow” po czym, gdy już dany motyw zagnieździ się w głowie możemy rozkoszować się gęstą, solidną improwizacją, a jej energia prostą drogą przechodzi przez uszy do mózgu i dalej. Gdzie pianino dotrzymuje im kroku głębokim tonem skwapliwie nasycając kolejne utwory akordami i przebiegami, w partiach aranżowanych jak i wolnych. Gdzie siła kolektywu sprawia, że nawet tacy indywidualiści jak Paal Nilssen-Love i Ingebrigt Håker Flaten grają ogromnie zdyscyplinowani, i robią to służąc całości. Słowem -  gdzie dzieje się to wszystko, co na „There's a Hole In The Mountain”. Chciałoby się, ale na szczęście jest  grupa Atomic.

Najnowszy album przynosi sześć premierowych kompozycji. Dzięki ich większemu niż na poprzednim „Here Comes Everybody” zróżnicowaniu - zwiększyła się zauważalnie rola fortepianu, który częściej wychodzi naprzód – brzmi znacznie delikatniej, bardziej balladowo: mamy tu wpływy klasycznego romantyzmu w utworze tytułowym, jest niespieszny, minimalistyczny Wolf-Cage (choć podczas 11 minut wilk wyswabadza się stopniowo i w końcu ucieka do lasu), nowoczesną jazzową kameralistykę „Labirynths”, „miejski” zgodnie z tytułem „Civilón”, ale wszędzie słychać charakterystyczne dla Atomic tendencje do kontrolowanych uwolnień, porywów siły choasu, i wszystkie te cechy, które opisałem w akapicie powyżej. Atomic, nawet kiedy lekko zwalnia tempo, zdecydowanie nie zawodzi. Świetna, warta spojrzenia, solidna robota!              

1. Accidentals; 2. Wolf-Cage; 3. Civilón; 4. There's a Hole in the Mountain; 5. Available Exits; 6. Labyrinths