Sons Of Liberty. Live At Granollers

Autor: 
Andrzej Nowak (http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/)
Memoria Uno
Wydawca: 
Mutlikulti Project
Data wydania: 
04.07.2017
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Iván González – dyrygent; Julián Sánchez, Pol Padrós – trąbki; Tom Chant, Albert Cirera – saksofon tenorowy i sopranowy; Alfonso Muñoz – saksofon altowy i barytonowy; Christer Böthén – klarnet basowy; Pablo Rega – gitara; Agustí Fernández – fortepian; Johannes Nästesjö, Àlex Reviriego – kontrabas; Núria Andorrà – instrumenty perkusyjne; Oriol Roca & Ramon Prats – perkusja; Sonia Sánchez – taniec, Conducción #77 (część V i VI).

Uwaga! Trybuna Muzyki Spontanicznej jest współwydawcą tej płyty! Wszelkie słowa zachwytu, jakie za chwilę przeczytasz, mogą być podyktowane jedynie chęcią zwiększenia sprzedaży! Innymi słowy – dalej czytasz na własną odpowiedzialność!

Czas i miejsce zdarzenia: 26 lutego 2016 roku, Casino de Granollers, Granollers (Barcelona)

Ludzie i przedmioty: Iván González – dyrygent, Julián Sánchez & Pol Padrós – trąbki, Tom Chant & Albert Cirera – saksofon tenorowy i sopranowy, Alfonso Muñoz – saksofon altowy i barytonowy, Christer Böthén – klarnet basowy, Pablo Rega – gitara, Agustí Fernández – fortepian, Johannes Nästesjö & Àlex Reviriego – kontrabas, Núria Andorrà – instrumenty perkusyjne, Oriol Roca & Ramon Prats – perkusja, Sonia Sánchez – taniec, Conducción #77 (część V i VI).

Co gramy: dyrygowana muzyka improwizowana, bez użycia jakiejkolwiek notacji graficznej (innymi słowy – komunikacja pomiędzy dyrygentem i muzykami odbywa się jedynie poprzez gestykulację). All music by Iván González and Memoria Uno.

Efekt finalny: Dwie fragmenty stanowiące nieprzerwany ciąg dźwięków - Conducción #75 (w pięciu częściach) i Conducción #77 (w sześciu częściach) – łącznie blisko godzina zegarowa. Dostępne na krążku Sons Of Liberty. Live at Granollers (The Multikulti Project/ Spontaneous Music Tribune Series, 2017). Tytułem wykonawczym jest Memoria Uno.

Przebieg wydarzeń/ wrażenia subiektywne:

# 75. Pierwszy. Konwulsyjny, choć nie dynamiczny start, silnie barwiony sonorystycznymi efektami, głównie ze strony fortepianu i sekcji saksofonowej. Seria wstępnych obcierek, z dużą dawką niepokornych, wręcz hałaśliwych dźwięków. Pyskate perkusjonalia, zwinne rezonancje, dęte i gębowe pokrzykiwania, niczym zwoływanie hordy wygłodniałych wilków. Jednym słowem – rozgrzewka na pełnym gazie! Gitara elektryczna stawia intrygujące stemple. Po wybrzmieniu tłumione reakcje call & response, z których wykluwają się pasaże zwinnych dęciaków. Drugi. Narracja gęstnieje. Pasaże trąbek grane unisono. Środowisko intensywnie sonorystyczne, które akceptuje każdy rodzaj zachowania na scenie. Wszystko idzie ku efektownej eskalacji. Muzyka osiąga swój lokalny szczyt w intensywnej ekstazie pełnego zestawu instrumentalnego – dwóch trąbek, trzech saksofonów, klarnetu basowego, fortepianu, gitary, dwóch kontrabasów, perkusjonalii i dwóch zestawów perkusyjnych (nie zapominając o silnie gestykulującym reżyserze tego spektaklu). Wybrzmienie jest równie intensywne, jak imponujące, a odbywa się w cieniu szaleńczych popisów armii perkusjonalistów. W tym zgiełku solowy popis próbuje rozpocząć trąbka. Dostaje wsparcie od barytonu. Punkty przestankowe i kontrapunktujące akcenty w pełnym galopie, budzą podziw recenzenta. Craziness!!! Trzeci. Na scenie, przez ułamek sekundy zostaje sam saksofon (tenorowy), którego tembr udeptywany jest przed drobne incydenty drummerskie. Solo saksofonu jest druzgocąco piękne (to chyba Chant!). Piano wprost z klawiatury zwinnie podłącza się z dużą dynamiką. Armia doboszy znów szaleje na skrzydłach. Narracja topi się w emocjach muzyków. Dęciaki komentują ten prawdziwie free jazzowy tygiel. Umiejętność tłumienia emocji, panowania nad rozwojem wypadków ponownie ponadnormatywny. Podobnie rzecz się ma w zakresie zdolności podłączania się pod prąd eskalacji. Tu, kolejne wybrzmienie oznacza początek… Czwartego. Dęte sonaty pogrzebowe - muzycy idą w zwartym kondukcie, opłakując koniec trzeciej części. Zwinne, molowe pasaże multiinstrumentalne. Choć niepokój czyha na każdym kroku… Z mroku wyłania się intrygująca gitara, która delikatnie spanizuje. Saksofony na boku organizują sobie małą burzę z piorunami. Nieco zagłuszają pląsy sześciostrunowca. Kolektywna wymiana poglądów politycznych, to skutek poprzednich działań. Na koniec fragmentu walczą już tylko dwa saksofony. Jest bardzo groźnie! Piąty. Eskalacja zczepionych pyskami saksofonów, fortepianu i perkusji. Biją się po twarzy, podczas gdy w tle płyną… spokojne pasaże pozostałych instrumentów. Wybrzmienie całości Kondukcji #75 smakuje cool jazzem. Na finał grają już tylko trąbki i saksofony. W poszukiwaniu ciszy i spokoju duszy.

#77. Pierwszy. Pasaż smykowy kontrabasu lewego, lekko upalony, w opozycji do kontrabasu prawego, który traktowany jest na sposób pizzicato. Rozdzieranie strun, jako tymczasowa strategia improwizacyjna. Drobne incydenty sonore wprost z talerza, jako niezobowiązujący kontrapunkt. Podobnie funkcjonujący przestergitary. Wielka orkiestra wybudza się ze snu. Poranne ablucje. A kontrabasy idą na wojnę! Eskalacja na dwa duże wiosła! Zdaje się, że piano też już się wybudziło i skromnie preparuje (piękny moment!). Narracyjnie - cisza przed burzą. Drobne incydenty akustyczne na obu flankach. Drummersi także już wstali na równe nogi. Gitara lekko zapętlona. Fala się wzbiera, fala się unosi. Choć ciągle bez dęciaków, te chrapią w najlepsze. Okazuje się, że bez nich można śmiało zawładnąć sceną. Drugi. Klarnet basowy jako pierwszy przerywa milczenie. Dęciaki wracają, ale nie widać wśród nich nadmiernego entuzjazmu. Piękny duet fortepianu z saksofonem (Munoz na alcie?). Klarnet dopowiada i prowadzi ten fragment ku silnie sonorystycznemu wybrzmieniu. Trzeci… startuje w ciszy. Pojedyncze kroki kontrabasu. Davisowska trąbka plecie ciekawą opowieść. Szczebiot perkusji. Bez pośpiechu, powolnie. Na koniec już tylko trąbka, kłuje w oczy trafną puentą. Czwarty. Ta sama trąbka kreśli zwinny rys melodyczny. Z pomocą śpieszą saksofony. Repetycja goni repetycję – każdy może się podłączyć. Zgrabny, agresywny skowyt oparty na trzech, czterech powykręcanych nutach. Narasta, tworzy swoiste crescendo. Ekscytujący moment tej Kondukcji! Piąty. Piano preparuje krokiem tanecznym. Lewa perkusja zapętla się w jego rytmie. Po ustaniu tej wyjątkowo krótkiej eskalacji, cisza, zawieszona narracja, chwile na zastanowienie. Pojedyncze dźwięki, szurania, oddechy, prawy kontrabas delikatnie znaczy teren. Reszta wyczekuje w napięciu. Piano z klawiatury gra piękną melodię. Autocytat lub wspomnienie z klasyki. Trąbki brną unisono, jakby z offu. Perkusja delikatnie swinguje…. Jakby co, to nie ona odpowiada za ten cały zgiełk… Szósty. Po chwili ciszy, pełnej konsternacji, snop jasnego światła przeszywa salę koncertową. Skromne search & reflect w podgrupach. Dęciaki znów stawiają na zaniechanie (zwłaszcza saksofony). Molekularna, koronkowa improwizacja. Wzajemne przekomarzania. Urywane frazy. Twórczy chaos stymulowany i modyfikowany w czasie rzeczywistym. Narracja dostojnie toczy się ku końcowi. Trąbki sonoryzują na wdechu. Leniwe w trakcie #77 saksofony tworzą im baśniowe niemal tło. Wybrzmienie jest prawdziwie mistrzowskie! Magistral! Ciszy nie puentują oklaski. Nożyce Ivána Gonzáleza okazały się szybsze.

 

1. Conducción #75. Part 1; 2. Conducción #75. Part 2; 3. Conducción #75. Part 3; 4. Conducción #75. Part 4; 5. Conducción #75. Part 5; 6. Conducción #77. Part 1; 7. Conducción #77. Part 2; 8. Conducción #77. Part 3; 9. Conducción #77. Part 4; 10. Conducción #77. Part 5; 11. Conducción #77. Part 6;