Silk and Salt Melodies

Autor: 
Urszula Nowak
Louis Sclavis
Wydawca: 
ECM
Dystrybutor: 
Universal Music Polska
Data wydania: 
30.09.2014
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Louis Sclavis: klarnet; Gilles Coronado: gitara; Benjamin Moussay: fortepian, keyboard; Keyvan Chemirani: instrumenty perkusyjne.

"Silk and Salt Melodies" to piękna, nostalgiczna historia, opowiedziana w bardzo przemyślany i zwięzły sposób. Zupełnie nie zaskakuje fakt, że po raz kolejny Louis Sclavis wydaje płytę w officynie Manfreda Eichera. Kompozycje klarnecisty to bardzo płynna materia, zarysowana gdzieś pomiędzy Bliskim Wschodem, a nowoczesnym jazzem. A unoszący się nad całym albumem liryzm przypomina sposób muzycznego myślenia gitarzysty Billa Frisella.

Rzadko się zdarza, by klarnecista był liderem we współczesnej kameralistyce jazzowej. Louis Sclavis jest jednak pod wieloma względami artystą wyjątkowym. Po pierwsze dlatego, że od samego początku miał dość odwagi, by komponować i realizować autorskie projekty. Po drugie dlatego, że doskonale potrafił odnaleźć swoje miejsce w branży muzycznej. Pierwsze lata swojej działalności związał w sposób szczególny z basistą Henrim Texierem. Potem był inny ważny epizod - Brotherhood of Breath - band południowo-afrykańskiego pianisty i kompozytora Chrisa MacGregora.  Jako muzyk free-jazzowy dał się poznać u boku sław takich jak Evan Parker, Lol Coxhill, Tony Oxley czy Peter Brötzmann. W muzycznym curriculum vitae Sclavisa nie może zabraknąć Trio de Clarinettes, które współtworzył z Jaques'em di Donato oraz Armandem Angsterem.

 

"Silk and Salt Melodies" jest albumem bardzo rytmicznym, ale w sposób wysublimowany. Akcenty rytmiczne są bardzo wyraźne, ale też nieczęste, przez co zwracają uwagę. Początkowo mocno wycofane instrumenty perkusyjne wyłaniają się wraz z kolejnymi utworami. Najlepiej słychać je w utworze  “Sel Et Soie”, w którym pochodzący z Iranu perkusjonista Keyvan Chemirani ma szczególny wpływ na charakter kompozycji. Skomplikowane melodie są tylko formą, pod którą odkryć można mnóstwo piękna w dialogu jaki stwarzają ze sobą poszczególni muzycy - pianista Benjamin Moussay, gitarzysta Gilles Coronado oraz oczywiście sam Sclavis. Nie brakuje momentów zagranych zupełnie piano, dzięki czemu powstaje atmosfera charakterystyczna dla krajów Bliskiego Wschodu, którą dobrze określa przymiotnik uduchowiona. I choć od początku dobrze wiemy, że rzecz dotyczyć będzie egzotycznej podróży, to nie mamy poczucia, że jest ona nam dobrze znana, jakbyśmy po raz kolejny wsiadali do tego samego orient ekspresu. Sclavis potraktował temat w sposób nieco surrealistyczny, pozostając wierny swojemu unikalnemu brzmieniu. Dźwięki jakie wydobywa na klarnecie basowym uzupełniają przestrzeń, w której zupełnie mimowolnie chciałoby się usłyszeć kontrabas. Sądzę, że znalezienie takiego balansu pomiędzy brzmieniem diametralnie różnych instrumentów i jednocześnie niezaciemnienie obrazu, jaki powstaje w głowie odbiorcy jest niepowszechną umiejętnością, za którą należy docenić klarnecistę.

 

Płyta ma w sobie sporo elegancji, pozostawia uczucie dobrego niedosytu. Muzyka złożona, mająca w sobie pewna ECM-owską poprawność, sprawia wrażenie jakby celowo została osadzona na nieznacznie różniących sie poziomach dynamiki, tak aby wydobyć z niej maksimum dostojności. Moim zdaniem nie zaszkodziłoby jej odrobinę więcej przewrotności, czegoś, co wprowadziłoby choć ślad szorstkości. Ale idylla, jaką proponuje Sclavis kusi i każe na siebie zwrócić szczególną uwagę. 

Le parfum de l'éxil; L'himme sud; L'autre rive; Sel et soie; Dance for horses; Des feux Lointains; Cortège; Dust an dogs; Parato plage.