Radio Music Society

Autor: 
Maciej Karłowski
Esperanza Spalding
Wydawca: 
Heads Up
Data wydania: 
20.03.2012
Dystrybutor: 
Universal
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Esperanza Spalding - bass, electric bass, vocals, Olivia Deprato - violin, Judy Rethage - cello, Raymond Angry - organ, Leo Genovesem - keybord, Terri Lyne Carrington, Jack DeJohnette, Billy Hart, Lyndon Rachel - drums, Jef Lee Johnson, Lionel Loueke, Gilad Hakselman, Richard Vogt, Leni Stern - gitary, Algebra Blessett, Lalah Hathaway, Gretchen Parlato, Becca Stevens, Alan Hampton, Justin Brown, Chris Turner - vocals, Rydar Ellis - spoken word, Q-Tip’a - vocals, producer, Leo Genovese, Janice Scroggins - piano, Jamey Hadad - perc, Darren Barnett - trumpet, Jeff Galliano, Corey King - trombone, Joe Lovano, Anthony Diamond, Daniel Blake, Tivon Penicott - sax, American Music Program.

W 2010 roku mieliśmy „Chamber Music Society”, teraz, po prawie dwóch latach, mamy kolejną odsłonę muzycznego stowarzyszenia, tym razem radiową. „Radio Music Society” jest pewnie jedną z najbardziej oczekiwanych płyt pierwszego kwartału tego roku. Zapowiedziana jakiś czas temu, a wydana teraz, ma szansę stać się krążkiem, który w jakiś sposób podzieli środowisko jazzfanów.

W międzyczasie Esperanza Spalding stała się gwiazdą. Odebrała statuetkę Grammy, honoraria za jej koncerty bardzo podskoczyły, zmieniły się także miejsca, w których daje koncerty. Powiewać zaczyna luksusem i elegancją. Stała się także ozdobą kilku ważnych festiwali zarówno w USA, jak i w Europie. Taki stan rzeczy będzie trwał w tym roku również.

Nie bez powodu o tym piszę, bowiem wraz ze zmianą statusu Esperanzy zmieniło się także jej postrzeganie. To już nie tyle utalentowana kontrabasistka czy gitarzystka basowa, uczestniczka grupy UsFive Joe’ego Lovano, ale już pełną gębą liderka, wokalistka oraz młoda dama, która śmiało bierze sprawy w swoje ręce.  Jest więc pytanie w jaki sposób je bierze i co wynika z całego wokół niej zamieszania?

W jakiejś części pewnie odpowiedzią na takie pytania jest jej najnowszy album. Sądzę, że są powody, dla których trzeba o tej płycie pisać dobrze. I nie dlatego, że jej autorka jest trendy i sexy, ani dlatego też, że wydawca mile widziałby w promocyjnym dossier same peany. To jest najzwyczajniej w świecie niemal pod każdym względem znakomicie wyprodukowana płyta.

Zawiera 12 kompozycji, z czego 10 wyszło spod pióra Esperanzy. To utwory zwarte, nieprzegadane, napisane nie tyle jak kompozycje jazzowe, co utwory nowoczesnego i bardzo inteligentnego popu. Za melodiami, fakt, nie zawsze bezwzględnie olśniewającymi, kryje się jednak całkiem niebanalna harmonia, wysmakowana, a niekiedy wręcz błyskotliwa aranżacja nie tylko na instrumenty smyczkowe, ale także dęte, będąca również wyrazem tego, jak Spalding postrzega muzykę w ogóle. Mieszają się tu więc najróżniejsze style, ale, co warte podkreślenia, nie w przypadkowy misz masz, tylko w kunsztownie doprawioną potrawę z motywami soulowymi, RnB, funkowymi, jazzrockowymi i w końcu także i wprost jazzowymi. Słychać to bardzo wyraźnie choćby w otwierającym album „Radio Song”, „Cinamon Road” oraz kompozycjach cudzych: „Can’t Help It” pióra Steviego Wondera czy „Endangered Spaces” Wayne’a Shortera.

W stosowny sposób do konkretnych pomysłów na poszczególne utwory dobrany został także skład. Raz jest to Joe Lovano, raz wirtuozi gitary Jeff Lee Johnson i Lionel Loueke, kiedy indziej wokalistki Algebra Blessett i Lalah Hathaway, albo wyborni perkusiści Jack DeJohnette, Billy Hart i być może w ramach rewanżu także Terry Lyne Carrington. Pojawia się również z dziedziny hiphopowej sam Q-Tip.

Na dodatek, w swym ogromnym eklektyzmie całość napisanej na płytę muzyki jest bardzo spójna brzmieniowo. To także atut. O wykonawstwie nie ma co pisać, bo wiadomo, jest takie jak amerykański show biznes: nienaganne i dopracowane jak mało co.

Pozostaje więc tylko zapytać czy jest w tej płycie coś nie tak, czy można dodać do tej beczki miodu choć łyżeczkę dziegciu? Moim zdaniem można i choć jest to tylko łyżeczka to jednak dla jakieś części słuchaczy może mieć to znaczenie, a też nawiązuje do podziału w gronie jazzfanów, o którym wspomniałem na początku. „Radio Music Society” nie wydaje mi się płytą istotną w perspektywie myślenia o jazzie, jest za to znakomitą płytą popową, której zawartość mile powitałbym w komercyjnych rozgłośniach radiowych. Z pewnością przydała by nudnym playlistom wiele urody i klasy. A jeszcze jak ktoś lubi ten estetyczny rys, to szczęście będzie pełne. Ja przyznam, mam z tym pewien kłopot. Takie granie to widać nie jest tak naprawdę moja muzyka. 

1. Radio Song, 2. Cinnamon Tree, 3. Crowned & Kissed, 4. Land Of The Free, 5. Black Gold, 6. I Can't Help It, 7. Hold On Me, 8. Vague Suspicions, 9. Endangered Species, 10. Let Her, 11. City Of Roses, 12. Smile Like That