Pathfinder

Autor: 
Maciej Karłowski
Nowicki / Frankiewicz / Święs
Wydawca: 
Multikulti
Data wydania: 
21.05.2012
Dystrybutor: 
Multikulti
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Radek Nowicki: tenor & soprano saxophone Andrzej Święs: double bass Sebastian Frankiewicz: drums

Radek Nowicki – saksofonista sopranowy i tenorowy. Prawdę powiedziawszy nie trzeba zbytnio rozpisywać się na jego temat, ponieważ jest muzykiem obecnym na jazzowej scenie od kilka lat. Przez ten czas wypracował sobie opinię instrumentalisty rzetelnego, poświadczała to wydana pięć lat temu koncertowa płyta dołączona do magazynu Jazzforum i chętnie zatrudnianego - współpraca z Tomaszem Stańko, Audiofeeling Band czy Zbigniewem Namysłowskim. Sopran i tenor. Nie wiem w której z ról jest lepszy, wiem natomiast, że wielu jazzfanów czekało aż Radek Nowicki w końcu będzie miał na swoim koncie taką prawdziwą płytę, nie okazjonalną, będącą dodatkiem do czegoś, ale poważną pozycję dyskograficzną.

I się doczekali. „Pathfinder” ukazała się kilka miesięcy temu nakładem poznańskiej oficyny wydawniczej Multikulti, dziś najpoważniejszej po lskiej firmy dokumentującej działania rodzimych muzyków jazzowych. Album nagrany jest w trio, ale nie trio z Radkiem jako liderem, ale trio równorzędnych współtwórców. Na kontrabasie Andrzej Święs, na perkusji Sebastian Frankiewicz. Obydwaj mają już za sobą kawał dobrze skrojonej roboty w roli sidemanów.

Można więc było spodziewać się, że skoro mamy rzetelnego saksofonistę i doświadczoną sekcję rytmiczną to powstanie płyta będąca wypadkową rzetelności i doświadczenia. A tu nie! Powstało coś znacznie więcej niż po prostu przyzwoita płyta. A wcale niekoniecznie tak musiało być.

Dlaczego niekoniecznie? Bo nagrać płytę w trio bez instrumentu harmonicznego jest trudno. Czyhają pułapki, z których tylko poważni muzycy potrafią wychodzić obronną ręką. Unosi się nad nimi etos triowych płyt Sonny’ego Rollinsa czy znakomite albumy Branforda Marsalisa. Ale Radek chyba nie tymi akurat jazzowymi znakomitościami fascynuje się najbardziej. Odnoszę wrażenie, że bliżej mu do Coltrane’a czy Shortera. I tu jednak zza winkla wyłonić się mogą kłopoty. Obydwaj panowie to wielcy twórcy, wyśmienici styliści saksofonu i co jak co, ale najłatwiej jest usadzić się w ogromnie długiej kolejce ich bezmyślnych naśladowców, choć przecież ani Coltrane, ani Shorter jako takich triowych płyt nie nagrywali.

I jednym z najmocniejszych atutów muzyki tria jest w moim odczuciu, bardzo zdrowy balans pomiędzy fascynacją i respektem wobec mistrzów, a umiejętnością dystansowania się od nich. Stąd też słuchając kolejnych utworów, tak naprawdę słyszymy przede wszystkim ludzi, którym chciało się bardzo dobrze odrobić lekcje, ale nie cytują w swojej artystycznej pracy wyjątków z prac semestralnych.

Powstaje z tego muzyka, żarliwa, ale nie wykrzyczana. Narracyjna, ale nie przegadana. Mająca z jednej strony przestrzeń, z drugiej odpowiednią gęstość. Jak widać, a raczej słychać można po swojemu zorganizować muzyczną przestrzeń nie sięgając po przedęcia, rozsadzanie struktur i siłowe dekonstrukcje. Można oprzeć się o soczyste pełne brzmienie saksofonów oraz śmiałą sprężystą grę sekcji rytmicznej i dysponując do tego umiejętnością treściwego grania, a nie zaśmiecania przestrzeni niepotrzebnymi dźwiękami stworzyć płytę, do której chce się potem słuchaczowi powracać.

Są tu momenty dobre, są też momenty znakomite jak choćby solo saksofonu sopranowego szybujące ponad nagraną wcześniej partią tenoru („Gardens Of Vistula”) czy w całości utwory „Pyramid Song” z repertuaru Radiohead oraz „Mr Ape”. Jest więc dobrze i gdy tak słucham „Pathfinder” to chce mi się wierzyć, że w przyszłości jeszcze nie raz będą mógł zatrzymać się przy muzyce granej przez trio na dłużej.

 

1. Wings [6:02], 2. Pyramid Song [8:03], 3. Pathfinding [7:41], 4. Diving Dog Dance [5:59], 5. Gardens of The Vistula [5:20], 6. For Aunt Marry [8:18], 7. Mikado [5:51], 8. Mr.Ape [5:46], 9. Chinese Love Song [6:39]