Oblique - I

Autor: 
Anna Początek
Tyshawn Sorey
Wydawca: 
Pi Recordings
Dystrybutor: 
www.pirecordings.com
Data wydania: 
30.11.2011
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Tyshawn Sorey – perkusja, kompozycje, produkcja, Jon Escreet – organy Fender Rhodes, fortepian, Todd Neufeld – gitara akustyczna, gitara elektryczna, Chris Tordini – kontrabas, Loren Stillman – saksofon altowy

O ile poprzedni album Soreya, „Koan“, był emanacją wyobraźni medytującego perkusisty, o tyle niniejszy jest rezultatem przemyśleń improwizującego kompozytora erudyty. Jest to płyta dla zaawansowanych melomanów, ale jednocześnie bardzo przystępna. Rzadkość i wielka umiejętność.

Nie ma sensu przywoływać przebiegu kompozycji. I tylko dwa słowa o członkach zespołu: chapeau bas! Tej płyty trzeba uważnie słuchać. Przerywać, po przerwie wracać, patrzeć na całość z dystansu, przysłuchiwać się z bliska. Melomani-adepci, jeśli chcą poznać tę płytę w pełni, muszą przygotować się na ponowne odłsuchy na przykład za rok. A słuchanie tej płyty to bardzo miłe doświadczenie, bo muzycy zadbali nie tylko o rozwijanie koncepcji kompozytora, ale również o niezmiernie przyjemne barwy brzmienia, żeby słuchacz mógł się w każdej chwili czegoś przytrzymać, na wypadek, gdyby się pogubił, co jest możliwe. Na szczęście, kompozycje w dużej mierze oparte są o grę relacjami brzmieniowymi, więc zawsze mamy małą, bezpieczną odskocznię od zagadnień formalnych.

„Obliqe – I“ jest bardzo, bardzo kulturalnym albumem. Tworem, który wyrasta na mocnej skale kultury, a jednocześnie w miarę wzrastania oplata ją, zaczepia się o nią i w nią wrasta. Nie sposób nawet tutaj wyliczyć kulturowych zakamarków: wzorców, mistrzów, inspiracji, natchnień. Twór ten jest rozległy, samoświadomy,  nieprzypadkowo pojawił się w toku kulturowej ewolucji – w pełni autonomiczny potomek historii, genialnie posługujący się kodami współczesności. Najłatwiej mi w tym miejscu odwołać się do prostej literackiej paraleli: nie jest to wielopędny Eco, którego celem ostatecznym jest wypuszczanie jak największej ilości odnóży. Oczywiście, nie jest też jeszcze głębokim jak studnia studni Borgesem. Jednak sposób funkcjonowania, komunikowania się – życia w kulturze – Soreya i jego bandu jest podobny. I tu, i tu podziwiam prostotę, z której wyłania się intrygująca komplikacja. Płyta niełatwa, ale piękna i zasługująca na dużą uwagę. 

1. Twenty [7:25], 2. Eight [3:40], 3. ThirtyFive [10:57], 4. Eighteen [4:50], 5. Forty [6:01], 6. TwentyFour [6:52], 7. Seventeen [8:47], 8. TwentyFive [8:58], 9. Fifteen [12:03], 10. ThirtySix [6:56].