The Long Waiting

Autor: 
Anna Początek
Kenny Wheeler Big Band
Wydawca: 
Cam Jazz
Dystrybutor: 
Multikulti
Data wydania: 
19.03.2012
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Kenny Wheeler – flugelhorn, Peter Churchill – conductor, Diana Torto – vocals, Ray Warleigh – alto saxophone, Duncan Lamont – alto saxophone, Stan Sulzmann – tenor saxophone, Julian Siegel – tenor saxophone, Julian Argüelles – baritone saxophone, Henry Lowther – trumpet, Derek Watkins – trumpet, Tony Fisher – trumpet, Nick Smart – trumpet, Dave Horler – trombone, Mark Nightingale – trombone, Barnaby Dickinson – trombone, Dave Stewart – bass trombone, John Taylor – piano, John Parricelli – guitar, Chris Laurence – bass, Martin France – drums

Po pierwsze, album „The Long Waiting“ powinien nazywać się raczej „The Great Longing“. W ślepym teście można strzelać rok produkcji między, powiedzmy, 1975 a 1996, czyli po – zdaje się ostatecznym – przejściu mainstreamowej fali w bigbandowym poszukiwaniu. Po drugie, ta muzyczna tęsknota dosyć dziwnie sytuuje się wobec silnej obecności nowoczesnej, niezawodnie uwodzącej melodią oraz frapującej kompozycjami i aranżami Marii Schneider. A może jednak mainstream is not dead?

Bez dwóch zdań, Wheeler zgromadził znakomitych wykonawców. Kompozycje  znajdują miejsce na trio lub kwartet, dzięki czemu ukazują rzemiosło i liryzm członków bandu. Bo, tak, jest to płyta do głębi liryczna. I nawet jeśli orkiestra wprowadza bezdyskusyjny element rozrywkowy, to o uczuciach przypomina bezustannie wspaniały wokal Diany Torto lub jakaś przepyszna wypowiedź dęta lub gitarowa. Nie wszystkie utwory są nowe, można więc też poobserwować, jak sprytnie lider wplótł je w nową całość. Tak, Wheeler jako kompozytor pozostaje silny. Nieraz grał w dużych składach i udało mu się już w przeszłości kierować własnym big-bandem, toteż aranżacje dużych składów nie są mu obce. Przez wiele lat swojej bytności na scenie parał się różnymi odmianami jazzu i bez wątpienia można stwierdzić: gdy ten muzyk zabiera się za pisanie, nie ma mowy o przypadku.

Muzyka na tej płycie jest melodyjna, kwiecista, bujna, gęsta, ale równocześnie zwiewna. To świetna orkiestra w stylu Glenna Millera czy Stana Kentona, choć to oczywiście trochę naciągane porównanie, bo Wheeler ma mocny własny styl od dawna, chodzi tu raczej o pewien klimat. Jeśli miałabym określić, komu ten album przypadnie do gustu, powiedziałabym, że wielbicielom niezbyt zakręconego jazzu środka, ładnych melodii, soczystych bigbandowych wybuchów i świetlistych solówek. Do jej posłuchania zachęcam fanów – oczywiście Millera i Kentona – a także rodzimych gwiazd: Urszuli Dudziak i Anny Marii Jopek, czy nawet spokojniejszych wyznawców Komedy. Oczywiście, zagorzali słuchacze kunsztu instrumentalnego Wheelera nie będą zawiedzeni, nieraz usłyszeć można jego dźwięczny ton, sprawnie przebijający się przez orkiestrowy gąszcz.

Co zaś do pewnej anachroniczności nagrania – wygląda na to, że Wheeler postanowił po prostu jak najlepiej grać to, co lubi, i nie bawić się już w poszukiwania. Nie chce stworzyć nowego świata, jak niegdyś Mingus czy teraz Braxton, nie ma również żadnego zamiaru stawać w szranki z niezwyciężoną Schneider. Nie wszyscy przecież  muszą być odkrywcami przez całe życie.

1. Canter N. 6 [4:18], 2. Four, Five, Six [9:50], 3. The Long Waiting [7:27], 4. Seven, Eight, Nine [5:33], 5. Enowena [11:23], 6. Comba N. 3 [7:58], 7. Canter N. 1 / Old Ballad [14:11], Upwards [ 7:47]. Czas całkowity: 68:27