Landmarks

Autor: 
Maciej Karłowski
Brian Blade & Fellowship Band
Wydawca: 
Blue Note
Data wydania: 
21.04.2014
Dystrybutor: 
Universal Music Polska
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Brian Blade: drums; Melvin Butler: soprano and tenor saxophones; Jon Cowherd: piano, mellotron, pump organ; Chris Thomas: bass; Myron Walden: alto saxophone; bass clarinet; Jeff Parker: guitar (7, 9); Marvin Sewell: guitar (3, 4, 6, 8, 10).

Miłośnicy zespołu Fellowship band mają ciężkie życie. Założony przez Brina Blade’a zespół jak do tej pory nagrał cztery płyty, a od czas jego powstania upłynęło już 16 lat. Oczywiście Brian jest bardzo zajętym muzykiem. Pochłania go praca z Waynem Shorterem, aktywność sidemana, tak więc siłą rzeczy Fellowship Band bywa, że musi czekać. Przez lata grupa przeszła też kilka zmian personalnych, wciąż jednak jest i wciąż o sobie przypomina. Ale może ta wstrzemięźliwość Briana Blade w skrzykiwaniu grupy do studia nagraniowego, bo koncertują przecież regularnie i z ogromnymi sukcesami, to tak naprawdę nic złego. Ostatecznie przecież lepiej mieć na koncie płyty dobre niż mieć płyt dużo.

Wyobrazić sobie można, że Fellowship band może wydawać się słuchaczom, szczególnie tym, którzy postrzegają zespół tylko przez pryzmat Briana Blade’a, a jego samego, jako muzyka, wyłącznie z perspektywy gry u Wayne’a Shortera, zespołem dziwnym, a może też, w ekstremalnych przypadkach, zupełnie chybionym. I też w jakiejś mierze można to zrozumieć, bo jakby nie patrzeć jego spektakularna gra w bandzie wielkiego Wayne’a to sprawa zupełnie olśniewająca i spektakularna. W Fellowshipband takiej spektakularności raczej nie doświadczy się, ale nie oznacza to wcale, że jej muzyka nie jest olśniewająca.

Tę jednak sądzę trzeba najpierw chcieć poszukać, a potem spróbować odnaleźć. Zagłębić się w jej muzykę i po pierwsze zaakceptować, że wcale nie zawsze jest to muzyka uwiązana stylistycznymi etykietkami jazzowości ex definitio. Przypominają o tym zagrane na melotronie i na tzw. pump organ, miniaturki „rockowe” „Own River” czy folkowe „O Shenanoah”. Po drugie też, że cały zespół nie został powołany po to, aby stworzyć jego członkom przestrzeń do wyżycia się jako instrumentalistom. A zapewniam, że każdy, nie tylko Brian Blade, mógłby to zrobić z powodzeniem. Wystarczy wsłuchać się w sola czy to basisty w tytułowym „Landmarks” czy saksofonistów w „ARK.LA.TEX” i „He Died” Fighting” albo gitarzystów w „Farwell Bluebird” czy „Friens Call Her Dot”. Nikt jednak ze swoimi talentami warsztatowymi się tu nie obnosi i nie sądzę też, żeby powodem takiej postawy było stanowcze przykazanie lidera.

Siedmiu znakomitych muzyków gra tutaj po coś więcej niż żeby dokonać prostych demonstracji. Po coś innego też napisane są kompozycje pomieszczone na płycie. Starannie ułożone, równie pieczołowicie zagrane i ubrane w wyrafinowane współbrzmienia, sprawiają, że można śmiało pomyśleć o „Landmarks” niemal jak o czymś w rodzaju concept albumu. Choć jaki miałby to być koncept, jaką treść maiałby nieść, o czym opowiadać? Tutaj być może każdy zechce sobie go samemu stworzyć. Może zobaczy w nim próbę opowiedzenia dźwiękami  historii przyjaźni z muzykami, ludźmi, kumplami, a może też kto inny dopatrzy się story of american music. A nawet jak nie opatrzy się ani konceptu ani historii to będzie miał nie małą przyjemność w obcowaniu z wyrafinowaną i szlachetną muzyką o delikatnej, subtelnej urodzie. I to całkiem wystarczy.  

 

Down River; Landmarks; State Lines; Ark. La. Tex.; Shenandoah; He Died Fighting; Friends Call Her Dot; Farewell Bluebird; Bonnie Be Good; Embers