ISAM

Autor: 
Dominik Strycharski
Amon Tobin
Wydawca: 
Ninja Tune
Dystrybutor: 
Ninja Tune
Data wydania: 
09.05.2011
Ocena: 
0
No votes yet
Skład: 
Amon Tobin

Trudno jest pisać recenzje współczesnej muzyki elektronicznej, która z założenia jest bogata w odniesienia i konteksty a zarazem dość abstrakcyjna i nie zawiera przecież tak robudowanej warstwy harmoniczno-melodycznej jak jazz czy muzyka współczesna. Trudniej jeszcze zdefiniować twórczość samego Amona Tobina, który jest chyba jednym z najbardziej eklektycznych i kreatywnych twórców „postklubowej” elektroniki.

Amon Tobin to już właściwie legenda tej sceny – mimo wciąż młodego wieku, tej wywodzącej się zarówno z „klubowego” rytmu jak i dość zaawansowanego konceptualizmu. To typ artysty, który będąc również bardzo progresywnym DJ’em, produkuje od lat swoje intrygujące, futurystyczne płyty. Jest można by rzec artystą totalnym, którego interesują idee i realizacja własnych wizji bardziej chyba nawet niż muzyka sama w sobie. Nie jest to już poszukiwanie formuły na „najlepsze party w mieście” lecz podążanie własną twórczą ścieżką. W identyczny sposób jak ma to przecież  miejsce w przypadku wybitnych twórców jazzu czy muzyki poważnej.

Nowoczesna, futurystyczna muzyka od zawsze była dla mnie ważnym źródłem inspiracji. Akustyczno-elektroniczna przestrzeń zaś źródłem sonicznej rozkoszy i czymś co porusza najgłębiej. To muzyka raczej jak widok z 40 piętra drapacza chmur na Manhattanie, niż spojrzenie w ufne oczy psa… Tą dziwną metaforą staram się oddać jej sens, miejsce, energię i kształt.

Amon Tobin dobitnie potwierdza te „tezy”. Najnowszy projekt wydaje się być najbardziej zaawansowanym ze wszystkich dotychczasowych. Zresztą ISAM jest czymś więcej niż po prostu płytą. Jest wielkim artystycznym projektem, na który składa się również intrygująca wystawa owadów oraz niesamowita wizualna oprawa występów Aamona, która właśnie objeżdża świat w swojej drugiej odsłonie, powstałej zresztą we współpracy z samym Microsoft. Oprawa, która zapiera dech w piersiach i jest co do milisekundy zsynchronizowanym z muzyką organizmem.

Jest w tej muzyce wiele jakiegoś „podskórnego jazzu”. W groovie, semi-improwizacyjnej narracji, w szczątkach melodii, w „improwizowanych” fragmentach, ale chyba najbardziej w specyficznej organice tej płyty. Bo choć jest to studyjnie pocięta i perfekcyjnie zrealizowana produkcja cyfrowa (choć w sumie nie znamy pochodzenia wszystkich dźwięków, to jednak takie założenie można absolutnie przyjąć), to bardzo wiele fragmentów brzmi tu jak futurystyczny improwizujący band. Band grający, jak deklaruje sam Tobin, na nieistniejących instrumentach. Jedną z idei tej płyty było wrażenie istnienia instrumentów, które w rzeczywistości nie występują.

Co ciekawe jest to bardzo mało melodyjna płyta, a zarazem bardzo organiczna i można by rzec naturalna. Mimo wspomnianego futuryzmu,

W jakimś sensie czasem kojarzy się ona z muzyką Supersilent, a to przecież już zespół grający improwizację na żywo. Wiadomo, w jazzie ważna jest metoda, ale w tym przypadku warto się przyjrzeć samemu efektowi - a ten jest porażający.

 

 

01."Journeyman"6:38. 02. "Piece of Paper"2:40, 3."Goto 10"4:20, 4."Surge"2:05, 5."Lost & Found"4:54, 6."Wooden Toy"2:24, 7."Mass & Spring"4:16, 8."Calculate"1:33, 9."Kitty Cat"4:16, 10."Bedtime Stories"3:44, 11."Night Swim"5:56, 12."Dropped from the Sky" 7:10