Zmarła Natalie Cole.

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

A już myśleliśmy, że ie będziemy w ubiegłym roku żegnać żadnej jazzowej osobistości, tym czasem wczoraj do wielkiej niebiańskiej orkiestry odeszła córka Nat King Cole’a, śpiewaczka Natalie Cole. Miała 65 lat, od lat zmagała się z problemami zdrowotnymi, m.in. z wirusowym zapaleniem typu C, zmarła jednak w wyniku komplikacji kardiologicznych w szpitalu w Los Angeles.

Przypomnijmy z tej okazji tekst Piotra Jagielskiego napisany z okazji wydania przez Warner Music pięciopłytowego boxu zawierające jedne z jej najświetniejszych nagrań.

 

Natalie Cole nie bardzo miała wybór, jeśli idzie o życiową drogę. Wychowała się w dosyć muzycznej rodzinie – jej ojcem jest wielki Nat King Cole, a matką Maria Cole - wokalistka z zespołu Duke'a Ellingtona. Natalie, która żartobliwie nazywała swoją rodzinę „Czarną wersją Kennedych”, wydawała się po prostu skazana na muzyczną karierę. Gdy miała sześć lat, zaśpiewała na albumie swojego ojca, „Christmas”, a występować zaczęła równo z jedenastymi urodzinami. I choć podążanie śladem rodziców, szczególnie takich jak Nat King Cole, bardzo często okazuje się raczej ciężarem niż ułatwieniem, wokalistka postawiła na swoim. Jednak oczywiście nie bez pomocy słynnego ojca. Powszechnie najbardziej kojarzona wydaje się z duetu właśnie z nim. Choć Nat zmarł w 1965 roku, gdy jego córka miała zaledwie 15 lat, w 1991 roku nagrała jego przebój „Unforgettable”, dzieląc się z nim partiami wokalnymi. To piętno córki wielkiego wokalisty i pianisty nie przeszkadzało Natalie. Wiedziała, jak to wykorzystać i dotrzeć tam, gdzie chciała. Nie obyło się bez problemów. Pięciopłytowy warnerowski box prezentuje nagrania uznawane za najbardziej wartościowe w jej karierze. Najlepszą stronę Natalie Cole.

Album „Everlasting”, z 1987 roku, to powrót na szczyt. Dziesięć lat wcześniej Natalie odniosła spektakularny i chyba zbyt szybki sukces. Zbyt spektakularny i szybki ponieważ młoda wokalistka nie poradziła sobie z nagłą sławą. Jak wielu innych muzyków osaczonych przez tempo kariery, wpadła w heroinowy nałóg. Nagrała również serię marnych albumów, rozmieniając swój talent na drobne. „Everlasting” jest jej wielkim powrotem do łask showbiznesu, płytą nazywaną jej najlepszą pracą z lat osiemdziesiątych. Wywindowała ją piosenka „Pink Cadillac” - cover utworu Bruce'a Springsteena, podany w bardziej popowej szacie. Była to jej pierwsza platynowa płyta od dekady. Udany powrót na scenę po kilkuletniej nieobecności potwierdziła płyta wydana zaraz po „Everlasting”, będąca właściwie uzupełnieniem krążka z 87', o bardzo wymownym tytule „Good To Be Back”. Wszyscy cieszyli się, że Natalie Cole wróciła.

Największy komercyjny sukces wokalistki przyszedł w 1991 roku wraz z wydaniem płyty „Unforgettable...With Love”. 20 lat wcześniej Natalie postanowiła nie śpiewać piosenek słynnego ojca publicznie. Nie chciała być tylko córką Nata. W tym większe zdziwienie wprawiła swoich fanów, wydając płytę na której śpiewa jego utwory. W dodatku największym przebojem z tego nagrania jest standard „Unforgettable”, który wykonuje z nim w duecie. Album sprzedał się lepiej niż jakikolwiek wcześniej w jej karierze i został obsypany nagrodami Grammy. Cole postanowiła pozostać na sprawdzonej drodze, która w dodatku okazała się usłana różami, i wrótce nagrała kolejne albumy z jazzowymi standardami „Take A Look” oraz „Stardust”. Również na tych płytach nie zabrakło piosenek ojca – przede wszystkim ich „wspólnego” wykonania „When I Fall In Love”.

Więc, ostatecznie, można by się przyczepić. Można by pomyśleć, że Natalie Cole zawdzięcza swoją karierę i pozycję ojcu. Można by powiedzieć, że nagrywając jego utwory, nawet duety, na siłę stara się zbić kapitał na sławie Nata. Osobiście, wydaje mi się, że Natalie raczej nauczyła się żyć z tym ciężarem pokoleniowym i wykorzystać tak, by służył możliwie najlepiej. Nat z pewnością nie chciałby zaszkodzić własnej córce w rozwoju artystycznym. Duety Natalie Cole z Natem wydają mi się bardzo przyjemne i cieszę się, że się wydarzyły. Z pewnością dla wielu będą tylko przykładami wspinania się po plecach ojca. Ale ludzi cynicznych nigdy nie brakuje.