The Whammies - tryptyk ze Stevem Lacy

Autor: 
Marta Jundziłł
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Połączył ich kult wielkiego sopranisty. Powołali więc zespół i w 2012 roku nagrali płytę z interpretacją jego utworów. Po roku, zdecydowali się zrobić drugi album, w tej samej konwencji. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. W 2014 nagrali więc trzecią płytę, ponownie z utworami swojego mistrza, tym razem w wersji live. I tak powstał monumentalny tryptyk ku pamięci pioniera muzyki free – Steve’a Lacy’ego, w wykonaniu awangardowego sekstetu The Whammies.

Steve Lacy oficjalnie zmartwychwstał. Słychać to w każdym utworze zawartym na trzech płytach, nagranych ku jego pamięci. Są to kolejno: The Whammies Play The Music of Steve Lacy vol.1 (2012), The Whammies Play The Music Of Steve Lacy vol.2 (2013) i The Whammies Play The Music Of Steve Lacy Live (2014). To z pewnością za sprawą żywotności muzyki free, kompozycje na  wszystkich trzech płytach, mimo że pochodzą sprzed ponad 20 lat, są wciąż żywe i aktywne, niczym wielka, pulsująca tętnica.

The Whammies to zespół, który powstał specjalnie w ramach projektu ożywienia muzyki zmarłego sopranisty. Nazwa zaczerpnięta jest z utworu o tym samym tytule, nagranego przez Steve’a Lacy’ego wraz z puzonistą Georgem Lewisem. Sekstet The Whammies, to szerokie spektrum muzycznych osobliwości, zarówno pod względem geograficznym (Holandia, USA, Grecja), wiekowym (najstarszy członek zespołu ma 73 lata, najmłodszy ponad 30 lat mniej),  jak i muzycznym (fusion, muzyka free, performance, jazz mainstreamowy). Bez problemu znaleźli jednak wspólny mianownik w postaci muzyki Steve’a Lacy’ego. Tym bardziej, że niektórzy z The Whammies mają z nim ścisłe konotacje.  Jorrit Dijkstra uczył się u Lacy’ego, tuż przed jego śmiercią, w 2004 roku.  Na płycie oprócz saksofonu altowego, Dijkstra gra również na lyriconie – elektronicznym instrumencie dętym, przypominającym saksofon sopranowy.  Z kolei wiekowy już Han Bennink osobiście współpracował ze Stevem Lacy’m w latach 70. i 80. XX wieku, między innymi przy takich perełkach jak: Regeneration (1983), czy Change Of Season (1984). Pozostali muzycy z The Whammies to amerykański basista - Nate McBride, amerykański puzonista - Jeb Bishop, pianista greckiego pochodzenia - Pandelis Karayorgis i amerykańska skrzypaczka, mieszkająca w Holandii - Mary Oliver.

Mary Oliver jest zdecydowanie zdominowana przez panów; kiedy jednak dochodzi do głosu dzieją się rzeczy najciekawsze w całym trzypłytowym zbiorze The Whammies. Daje temu wyraz zarówno druga część „tryptyku”, podczas wypełnionego ciszą Feline, jak i  podczas utworu The Kiss, z części live, gdzie ultradźwięki skrzypiec korespondują z ekscentrycznym lyriconem. Również na pierwszej części The Whammies Play The Music of Steve Lacy trudno przeoczyć utwory z partią skrzypcową. Flagowy As Usual, (gdzie największą furorę robi solo puzonisty Jeba Bishopa),  to utwór ściśle oparty na pomysłach melodyczno-harmonicznych Steve’a Lacy’ego, a mimo to wciąż zaskakujący i nowatorski.

Rozbudowany zbiór The Whammies to muzyka surowa i bardzo trudna. Jednak, mimo kakofonicznych skojarzeń, można w niej dostrzec pewną strukturę, spójność i nieoczekiwany porządek. Zdumiewająco logicznie przemyślana jest konstrukcja każdej, z trzech płyt The Whammies; mają bowiem podobny szkielet. Z wyjątkiem ostatnich utworów, wszystkie kompozycje to dzieła Steve’a Lacy’ego, zaś tytuł zamykający każdy album, zawsze należy do Theloniousa Monka, w którego utworach lubował się wielki saksofonista. Są to kolejno: Shuffle Boil, Locomotive i Hornin’ In.

Najbardziej osobistą częścią w dyskografii The Whammies jest ostatnia płyta, nagrana live. Podczas tego albumu każdy z muzyków ma swoje pięć minut, głębokiej indywidualnej improwizacji. Solowo zagrany przez Pandelisa Karayorgisa, The Wickets mimo że zaledwie trzyminutowy, jest utworem w intrygujący sposób ilustrującym, jak bardzo samowystarczalnym instrumentem jest grand piano.

Mimo, że płyta to swoisty hołd dla twórczości Steve’a Lacy’ego, poszczególne utwory poświęcone są różnym, inspirującym artystom ze świata bardzo szeroko rozumianej kultury i  sztuki. I tak, stykamy się z interpretacjami zadedykowanymi Marylin Monroe, Lesterowi Youngowi, Maurice Ravelowi, czy Benowi Websterowi. Odkrywanie tych dedykacji i ich znaczeń, to kolejny ekscentryczno- pasjonujący element w fonografii The Whammies.

Utwory Steve’a Lacy’ego zebrane na płytach przez The Whammies mają ponad 20 lat. A jednak, dopiero teraz zostały docenione,  nie tylko przez fanatyków muzycznej awangardy, ale również przez szerszą publiczność. Bardzo nowoczesna twórczość Lacy’ego wygrała z czasem, co wyłącznie potwierdza wielkość sopranisty. Jego kompozycje są w pełni przystosowane do warunków współczesnej sceny free. Dlatego The Whammies nie musiało ich szczególnie aktualizować i reinterpretować. Wbrew freejazzowej manii, sekstet stosunkowo konsekwentnie przestrzega prototypów melodyczno-rytmicznych swojego mistrza. Dzięki temu muzycy osiągają nieprzeintelektualizowany efekt, wciąż tworząc bardzo zaawansowaną awangardę.

The Whammies Play The Music Of Steve Lacy to wspaniała, potrzebna antologia muzyki jednego z najbardziej przełomowych muzyków XX. wieku. Nie wiem właściwie po co próbuję to udowadniać, bo sądzę, że The Whammies  zgodnie z myślą wielkiego Steve’a Lacy’ego uważa, że:

Music speaks for itself, 
and needs no explanation 
or justification. 
Either it is alive, 
or it is not. 

(Steve Lacy, fragment z Saxovision, 1996)