Thomas Chapin

Autor: 
Marta Jundziłł
Zdjęcie: 

Żadna pora na śmierć nie jest dobra, zwłaszcza w przypadku wielkich artystów. Z tymi, których płomień zgasł w kwiecie wieku, zazwyczaj obchodzimy się z jeszcze większym szacunkiem. I choć zapamiętujemy ich głównie przez okoliczności przedwczesnej śmierci, to z uwagą skupiamy się na ich twórczych dokonaniach, oceniając je bardziej kompleksowo. 13 lutego 1998, w wieku 40 lat zmarł Thomas Chapin. Dziś ten saksofonista, flecista i aranżer obchodziłby swoje 65. urodziny. Pamiętajmy o nim!

Thomas Chapin urodził się 09.03.1957 w na górzystych terenach Connecticut. Jego powiązania z muzyką były bardzo standardowe: wywodził się z muzykalnej rodziny, od najmłodszych lat uczył się grać na flecie i saksofonie, obracał się w artystycznym młodym środowisku, zgłębiającym tajniki improwizacji wielkich mistrzów minionej epoki (Charlie Parker, John Coltrane, Dizzy Gillespie). Swój pierwszy poważny sukces odnotował w roku 1981, kiedy to zasilił szeregi orkiestry Lionela Hamptona. Był jego saksofonistą przez 5 lat, przez które nabrał nie tylko obycia ze sceną i sprawności technicznej, ale także nauczył się przewodzić grupą muzyków, nadając współpracy profesjonalny charakter. Końcówka lat 80.XX wieku, to dla Chapina czas muzycznych eksperymentów: współpracował z saksofonistą- Nedem Rothenbergiem, Chico Hamiltonem, a także z eksperymentalną, rockową grupą Machine Gun.

Rok 1989 przyniósł Thomasowi Chapinowi jego największy, życiowy projekt: jazzowe trio, z którym w roli lidera eksplorował muzyczne zakamarki muzyki free. W tej podróży saksofoniście towarzyszyli Mario Pavone na kontrabasie i  Steve Johns na perkusji (szybko zastąpiony przez Michaela Sarina). Do tria Chapina, w latach 90. XX wieku, zapraszani byli artyści z całej jazzowej galaktyki: John Zorn, Dave Douglas, Anthony Braxton, Mark Feldman.


Choroba dopadła go nagle, ale szybko wyszło na jaw, że nie wypuści go ze swoich sideł. Gwałtownie podupadł na zdrowiu, do końca nie porzucił jednak muzyki. Na początku roku 1998 Thomas Chapin skończył nagrania ostatniej płyty swojego tria Sky Piece (1998). Miesiąc po wydaniu albumu, zmarł otoczony przyjaciółmi, rodziną i fanami, którzy pamiętają o jego twórczości, nawet po upływie 20 lat od jego przedwczesnej śmierci.