Oliver Lake - w połowie drogi między kompozycją a improwizacją

Autor: 
Piotr Wojdat
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Są tacy artyści, którzy posiadają szczególny, choć rzadko występujący dar. Jest nim umiejętność odnajdywania się w zaaranżowanych formach muzycznych i pielęgnowaniu tradycji przy jednoczesnym podążaniu za zmysłem do fantazyjnej improwizacji. Jedną z takich postaci, która w różnych proporcjach łączy świat kompozytorskich struktur i niemal bezgranicznej kreatywności, jest urodzony 14 września 1942 roku, amerykański saksofonista Oliver Lake. Ta arcyważna postać dla rozwoju nowoczesnego jazzu cieszy nas swoją muzyką od ponad 50 lat i wciąż utrzymuje wysoką formę artystyczną.

Oliver Lake od dawien dawna współtworzy szereg różnych projektów, udzielając się w dużych i małych składach. Zanim jednak zaczął wydawać płyty i koncertować niemal na całym świecie, rozpoczął naukę gry na… perkusji. W wieku 18 lat przerzucił się jednak na saksofon i pod koniec lat 60. otrzymał tytuł magistra na Lincoln University. Dało mu to możliwość podjęcia pracy w roli nauczyciela muzyki, co zresztą z powodzeniem realizował w mieście Saint Louis. Na szczęście był to jednak tylko wstęp do tego, co miało nastąpić w dalszej kolejności.

Na początku lat 70. amerykański saksofonista altowy przeniósł się do Paryża. Nieco wcześniej, jeszcze w Saint Louis, założył wraz z saksofonistą Juliusem Hemphillem oraz perkusistą Charlesem Bobo Shawem The Black Artists Group. Była to grupa artystów o multidyscyplinarnych zainteresowaniach, inspirująca się chicagowskim Association for the Advancement of Creative Musicians. Muzycznie nawiązywała do nurtu free jazzowego, ale była też pod mocnym wpływem filmu, teatru, sztuk wizualnych czy poezji. Oliver Lake z muzykami z tego kolektywu występował we Francji w kwintecie.

W połowie lat 70. bohater tego artykułu wybrał Nowy Jork i otworzył nowy, bardzo ważny rozdział w rozpędzającej się karierze. Wraz ze wspomnianym już wcześniej Juliusem Hemphillem oraz Hamietem Bluiettem i Davidem Murrayem powołał do życia jedyny w swoim rodzaju kwartet saksofonowy World Saxophone Quartet. Jak na grupę, która wywodziła się ze świata awangardy odniosła nie tylko sukces artystyczny, ale i komercyjny. Rzecz jasna, wspominając o tym, że zespół cieszył się popularnością, nie mówimy tutaj o milionach sprzedanych płyt, ale faktami w rodzaju podpisanego kontraktu z mainstreamową wytwórnią Elektrą oraz coverami utworów Duke’a Ellingtona oraz muzyki r&b.

 

Oliver Lake na przestrzeni lat potrafił zaskakiwać swoich słuchaczy. Doskonale sprawdzał się, grając free jazz, ale nie miał też problemów z tworzeniem bardziej przystępnej muzyki. Przykładem jest jego formacja Jump Up, która w latach 80. mieszała elementy popu, reggae i jazzu. Z drugiej strony niemal na każdym kroku przyznawał się do inspiracji twórczością Erica Dolphy’ego. Złożył mu nawet hołd w postaci płyty “The Prophet” nagranej w kwintecie, którą w 1980 roku wydała undergroundowa wytwórnia Black Saint. W latach 90. m.in. z pianistą Charlesem Eubanksem i trębaczem Russelem Gunnem ponownie pochylił się nad twórczością swojego mistrza. Na “Dedicated To Dolphy” zaprezentował swoje wersje m.in. takich klasyków autora “Out To Lunch” jak “Hat And Beard” czy “Something Sweet Something Tender”.

Współzałożyciel World Saxophone Quartet sprawdzał się także w roli sidemana na płytach innych, nie mniej wybitnych artystów. Nagrywał z trębaczem Wadadą Leo Smithem (“Song Of Humanity”), perkusistą Billym Hartem (“Enchance”), gitarzystą Jamesem Blood Ulmerem (“Are You Glad To Be In America?” czy saksofonistą Anthonym Braxtonem (“New York, Fall 1974”).

 

W latach 90. Oliver Lake założył kolejny ważny zespół w swojej karierze. Mowa o Trio 3, do którego dołączył perkusista Andrew Cyrille oraz basista Reggie Workman. Panowie dosyć szybko nawiązali nić porozumienia, a na tę chwilę szczytową formę osiągnęli w moim odczuciu na wspólnej płycie z gościnnym udziałem pianisty Vijay Iyera. “Wiring” zostało wydane całkiem niedawno, bo w zeszłym roku przez Intakt Records.

Aby poznać fenomen Olivera Lake’a, warto jednak rozpocząć przygodę z tym artystą od płyt “Heavy Spirits” z 1975 roku oraz “Expandable Language” z 1984 roku. Pomimo, że dzieli je niemal wszystko (skład personalny, zamysł twórczy), to pokazują jak kreatywnym i ważnym jest artystą. O tym zaś, że nie myśli, by składać broń, dowodzi najnowszy album nagrany w duecie z kontrabasistą Williamem Parkerem. Obaj składają nim hołd zmarłemu w zeszłym roku trębaczowi Roy’owi Campbellowi.