Ograne Grammy

Autor: 
Kajetan Prochyra
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
Frederick M. Brown /Getty Images/Flash Press Media

W nocy z niedzieli na poniedziałek naszego czasu, po raz 54. przyznano nagrody Grammy. Większość serwisów pospieszyła już z przekazaniem listy laureatów, nawet tych jazzowych. Zastanawialiśmy się więc, czy jest sens pisać o Grammy na łamach Jazzarium. Po około 3-sekundowej burzy mózgów postanowiliśmy zamiast “newsa” pokusić się o komentarz.

Nagrody Grammy są bezkonkurencyjnie najbardziej znanymi, rozpoznawalnymi, a więc i w pewnych kręgach, najbardziej liczącymi się nagrodami muzycznymi na świecie. Z tegorocznej ceremonii rozdania zapamiętamy z pewnością śmierć Whitney Houston, komplet nagród dla Adele (6 nominacji - 6 statuetek) i... No właśnie.

A jeśli chodzi o jazz...

Tegoroczni laureaci to:
- Chick Corea (2 statuetki: najlepsze solo za "500 miles high" - co ciekawe, przewidzieliśmy to na facebooku; jazzowa instrumentalna płyta za “Forever”)


- Christian McBride - najlepsza jazzowa płyta nagrana w dużym składzie instrumentalnym - “The Good Feeling”


- Terri Lyne Carrington w kategorii najlepsza wokalna płyta jazzowa za “The Mosaic Project”

Steve Greenly na łamach Boston Globe doskonale punktuje miałkość nominacji w kategorii najlepszego solo, sprowadzając zasadę przyznawania nagród w tej kategorii do... maksymy inżyniera Mamonia, któremu najbardziej podobają się te melodie, które już kiedyś słyszał. Zaproponował on swoje nominacje w tej kategorii i trudno nie uznać jego propozycji za wielokrotnie ciekawsze: J.D. Allen za "Victory", Donny McCaslin za "Hands Down", Matana Robers za "My Sistr", Matthew Shipp za "Take the A-trane", David S. Ware za "Passage Wudang". Trudno oprzeć się wrażeniu, że Akademię Fonograficzną coś w muzyce ominęło...

Symboliczna niech będzie, druga już nagroda, dla Pata Metheny'ego w kategorii najlepszy album New Age (tym razem za album "What's it all about")...

Niestety, w tym roku, w związku ze zmianami w regulaminie Grammy, zlikwidowano najciekawszą i “najbardziej jazzową” kategorię - Best Contemporary Jazz Album. Mogło być jednak gorzej - bluesmanom pozostawiono wyłącznie kategorię najlepszy album (zdobył ją Tedeschi Trucks Band za album "Revelator"). 

Uczciwie przyznać należy, że miał jazz, podczas ceremonii Grammy, także chwile swojego triumfu - np. gdy Herbie Hancock odbierał stauetkę płyty roku z album “River - Letters to Joni” lub gdy, rok temu Esperanza Spalding uznana została debiutem roku (pokonując ikonkę nastoletniego popu - Justina Biebera). W ogólności jednak nagrody Grammy w jazzowym świecie przypominają nasze Fryderyki - coraz bardziej oddalając się od muzycznej rzeczywistości, a już w zupełności tracąc funkcję nobilitującą, wyróżniającą laureatów w tłumu - skoro i tak wszyscy nagrodzeni sami są już bardzo nobliwi i wyróżnieni - i bez kolejnego złotego gramofonu.

Na szczęście istnieją nagrody, o może nie tak wdzięcznej jak Grammy nazwie, jednak pełniące zarówno funkcję wyróżnienia, nobilitacji jak i kreujące opinie. Nazywają się one JJA Awards, a przyznaje je Jazz Journalsts Association. JJA zauważa obecność na rynku muzyków takich jak Vijay Iyer, Rudresh Mahanthappa, Miguel Zenón, Ambrose Akinmusire czy Gretchen Parlato (obecnej w projekcie Mosaic). To oni trzymają rękę na jazzowym pulsie. Grammy bardziej niż muzyczne tętno, mierzy słupki oglądalności - i tak najwyraźniej być musi.