Muzyka, która zwycięża zgiełk: 82 urodziny Arvo Pärta

Autor: 
Kajetan Prochyra
Zdjęcie: 

Byłoby lepiej dla wszystkich gdybyście wyjechali - usłyszeli z ust wysoko postawionego działacza partii komunistycznej, który złożył im niezapowiedzianą wizytę domową. O świcie 18 stycznia 1980 roku cała rodzina ruszyła z dworca Balti Jaam na Zachód. Nora powiedziała dzieciom, że właśnie zaczyna się ich podróż dookoła świata. Po dwóch godzinach dotarli do granicy. Celnik wyciągnął wszystkich z pociągu i rozpoczął rewizję. Jego pomagierzy sprawdzili nawet becik najmłodszego synka, Michaela. Najbardziej zainteresował ich jednak magnetofon i taśmy. Po chwili w wielkiej hali odpraw rozbrzmiała „Missa Syllabica” Arvo Pärta. Po niej „Arbos” i „Cantus”. I nagle, wspomina Nora Pärt, ta kolejowa stacja stała się znów spokojna, zwyczajna i piękna.

Jak po śniegu
4 lata wcześniej Arvo Pärt zapisał dwie strony papieru nutowego. Niezwyczajne w tym geście było to, że poprzedziła go blisko dekada milczenia. Od premiery jego utworu „Credo” w roku 1968 nie tylko trafił na indeks estońskiej cenzury - za jawnie nieobyczajną chrześcijańską propagandę - ale sam skazał się na wewnętrzną emigrację. Choć wcześniej z powodzeniem realizował się jako awangardzista - pisząc m.in. „Nekrolog” - pierwszą estońską kompozycję w duchu serializmu - czuł, że nowe, złożone muzyczne formy są, jak mówił, dziecinną zabawą. Zamiast pisać wolał czytać, najlepiej średniowieczne zapisy muzyczne lub Ewangelię. Dołączył też do wiernych cerkwi prawosławnej. Chciałem zacząć od nowa. Wyjść przed dom na ścieżkę, którą dopiero co zasypał śnieg i nikt jeszcze nie zdążył zostawić na nim śladu – wspominał Pärt powstanie utworu „Für Alina”.

Tę prostą partyturę wykonać może każdy. Najpierw uderzenie: niski akord, któremu pianista pozwala wybrzmieć. Potem pojedyncze dźwięki płyną, a raczej kapią wolno po wysokich oktawach fortepianu. I tak przez niespełna 3 minuty. Niby nic, a jednak utwór ten stanowi wyzwanie dla najznakomitszych pianistów. Dlaczego? Bo każdy dźwięk i całą wielką ciszę obecną między nimi, wykonujący utwór musi wypełnić sobą - swoimi emocjami, wrażliwością - byciem. Jednocześnie pianista zostawić musi tyle samo przestrzeni dla słuchacza, który na tę krótką chwilę zamieszka w tym muzycznym domu wzniesionym przez Arvo Pärta dla Aliny. Alina - młoda przyjaciółka rodziny, której kompozytor podarował tę melodię z okazji jej wyjazdu z Tallina na studia w Londunie - stała się mimowolną bohaterką muzycznej rewolucji: właśnie z tej prostej kołysanki zrodził się nowy język Pärta - tintinnabuli, co po łacinie znaczy dzwon.

- Jeden i jeden równa się jeden, a nie dwa - wyjaśnia reguły tintinnabuli Pärt. Dwa głosy - melodia i akompaniament - są jednością. Tak jak światło, które tylko pryzmat jest w stanie rozdzielić na poszczególne barwy - pisał w książeczce do płyty „Alina”.
- Twoja muzyka przypomina mi historię Pinokia i Świerszcza-Który-Mówi - wyznała podczas rozmowy z kompozytorem islandzka wokalistka Björk - Ten pierwszy jest ludzki: robi błędy, sprawia innym przykrość i ból. Drugi uspokaja go a czasem poucza.
- W mojej muzyce brzmią dwa głosy - odparł Pärt -  pierwszy to moje grzechy, drugi to ich przebaczenie. Ten pierwszy jest bardziej złożony i subiektywny. Drugi prosty, jasny i obiektywny. Ale porównanie z Pinokiem jest bardzo trafne. Bardzo mi się podoba

Bracia
Gdzieś między Stuttgartem a Zurychem z radiowych fal wynurzyła się muzyka, jakiej jazzowy producent i twórca wydawnictwa ECM, Manfred Eicher nie słyszał nigdy wcześniej. Zjechał z autostrady, zatrzymał się na pagórku, gdzie zasięg Radia Erewań, był najlepszy. I tak stał zasłuchany przez pół godziny aż do wybrzmienia ostatniego dźwięku „Tabula Rasa” - kompozycji Pärta na dwie pary skrzypiec, preparowany fortepian i orkiestrę kameralną. Wiedział, że musi dotrzeć do tego nieznanego mu kompozytora. Panowie odnaleźli się niebawem w Wiedniu. Tam też zapadła decyzja, że w październiku 1983 w studio nagraniowym w Bazylei spotkają się razem ze skrzypkiem Gidonem Kremerem i pianistą Keithem Jarrettem by, obok „Tabula Rasa” nagrać jeszcze, niezarejestrowaną nigdy dotąd kompozycją Pärta „Fratres” - bracia. Ta sesja - pierwsze i ostatnie spotkanie Jarretta i Kremera – dało początek New Series: podwydawnictwa ECM, poświęconego muzyce poważnej - dziś jednej z najbardziej cenionych marek w tej branży. Był to przede wszystkim zaczyn przyjaźni kompozytora i producenta.

Eicher i Pärt przez 38 lat nagrali razem 13 albumów. Wśród nich m.in. „Pajsę” według Ewangelii Świętego Jana w wykonaniu The Hilliard Ensemble czy epicki „Kanon Pokojanen” - dwupłytowy album zawierający dziewięć pieśni na chór do słów Wielkiego Kanonu Pokutnego świętego Andrzeja z Krety, śpiewany w kościele Prawosławnym i greckokatolickim  podczas Wielkiego Postu. Ostatni album - „Adam’s Lament” został w ubiegłym roku nagrodzony statuetką Grammy.

- Instrumentem Manfreda Eichera jest dźwięk, akustyka, przestrzeń brzmieniowa, którą dosłyszeć potrafi tylko on - mówi o współpracy z producentem Arvo Pärt - Manfred tworzy dzieła sztuki z połączenia słuchu, myśli, dotyku, smakowania i artystycznej iskry. To cała, wielka filozofia, która sprawia, że każde nagranie, które przygotowujemy razem jest prawdziwym świętem.

Eichera i Pärta łączy też fakt, że w młodości obaj pracowali jako realizatorzy dźwięku. Manfred zaczynał jako asystent w wydawnictwie Deutsche Grammophon - Arvo, gdy trafił na czarną listę komunistycznej cenzury, znalazł schronienie w estońskim radio, gdzie miał też dostęp do zakazanej muzyki z całego świata.

- W lesie niedaleko Tallina Arvo pokazał mi jak przytulać brzozy - powiedział niedawno Eicher zapytany o pozamuzyczny wpływ Pärta na jego życie - Od tej pory jestem bardzo wyczulony na te drzewa.

Dalej w las
Podobnie wrażliwi na drzewa okazali się hiszpańscy architekci Kellasalu – nowej siedziby Centrum Arvo Pärta. Fuensanta Nieto i Enrique Sobejano założyli, że na położonej w środku lasu, 30km od Tallina działce nie zostanie ścięte ani jedno drzewo. Pośród nich znajdzie zaś swoje miejsce archiwum kompozytora, audytorium, pracownie czy przestrzenie wystawiennicze. Ideą architektów było stworzenie przestrzeni wolnej od jakiejkolwiek hierarchii – stąd wewnątrz budynku nie będzie podziału na sale: studia, lektura czy uczestnictwo w koncercie mają być takim samym elementem spaceru przez ten niezwykły las.

- Podziwiamy czystość matematycznych reguł, dzięki którym Arvo Pärta jest w stanie wywołać tak silne a przy tym poetyckie emocje, opierając się jedynie na prostych permutacjach ograniczonej liczby dźwięków - tłumaczyli swój projekt architekci - Tak jak w utworze „Spiegel im Spiegel” odbijają się w sobie muzyczne struktury, tak nasz budynek możemy wyobrazić sobie jako wzór geometryczny, w formie zwielokrotnionego pięciokąta. Sedno, serce, centrum budynku przenosi się z jednej przestrzeni w kolejne. To w rzeczywistości jedna, wspólna przestrzeń koncentracji, studiów, wyrażania i wymiany idei- dodają Nieto i Sobejano.
Kallasalu przyjmie pierwszych gości w roku 2018 - w 100 rocznicę państwowości Estonii.

In Principio
Syn Arvo Pärta - Michael - przyszedł na świat przy dźwiękach „Für Alina”. Na adres kompozytora rodzice z różnych zakątków świata przysyłają zdjęcia nowonarodzonych dziewczynek - Alinek - dla których pierwszymi dźwiękami zewnętrznego świata była właśnie muzyka Estończyka. Niektóre z nich są już na tyle duże, że same przychodzą na koncerty mojej muzyki. Sporo z nich poznałem osobiście - cieszył się Pärt w jednym z wywiadów. Ukojenie w muzyce Pärta znajdują ludzie na łożu śmierci. Mojej koleżance udało się zrealizować marzenie umierającego przyjaciela: autograf Pärta - kompozytora, który tworzy prawdziwą muzykę ciszy -  zdobyła gdy ten odbierał w Sejnach nagrodę Człowieka Pogranicza. Podobne przypadki opisywał na łamach New Yorkera Alex Ross  czy Patrick Giles opisując reakcję na utwór „Tabula Rasa” podopiecznych hospicjum dla chorych na AIDS.

Muzyka Arvo Pärta zwycięża zgiełk - i to nie dlatego, że jest oderwana od codzienności, ale właśnie dlatego, że czerpie z głębokiego namysłu nad otaczającym nas światem.
Gross utworów Estończyka zawiera dedykacje: „De Pacem Domini” powstał jako reakcja na terrorystyczny atak bombowy na dworzec Atocha w Madrycie. IV Symfonię - stworzoną po niemal czterech dekadach rozłąki z tą wielką orkiestrową formą - poświęcił Pärt Michaiłowi Chodorkowskiemu - rosyjskiemu biznesmenowi przeciwstawiającemu się polityce Władimira Puitna, osadzonemu wówczas w syberyjskiej kolonii karnej. Gdy 7 października 2006 roku zamordowana została w Moskwie dziennikarka Anna Politkowska kompozytor ogłosił, że wszystkie wykonania jego muzyki w tym sezonie poświęca jej pamięci. Jak napisał w specjalnym oświadczeniu: Politkowska poświęciła cały swój talent, siłę a w końcu także życie by bronić tych, którzy stali się ofiarami panujących w Rosji nadużyć.

Zamyślony, zapatrzony gdzieś w dal, brodaty Pärt uważnie wsłuchuje się w naszą codzienność. Jak powiedział lider zespołu Radiohead Thom Yorke:  Jego muzyka jest jak stukanie w ścianę: stukanie, które w końcu wykuwa otwór, przez który dostrzec możemy świat, o którego istnieniu nie mieliśmy dotąd pojęcia. A może - że pozwolę sobie uzupełnić słowa rockmana: muzyka Pärta pokazuje nam świat, od którego pozwoliliśmy się ową ścianą odgrodzić. Wskazuje nam dom, do którego sami musimy wrócić, chociaż drogę zasypał nam właśnie świeży śnieg.