Marcin Olak Poczytalny - Loud Hailer

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

To jednak była pułapka. Już zakwitło, zaćwierkało, zapachniało – a ja skwapliwie wpadłem w wiosenny, błogi nastrój – a tu figa. Co kwitło i pachniało zmarzło na kość, a błogi nastrój szlag trafił. Podobno teraz wiosna przyszła już na poważnie, ale ja jakoś jestem nieufny. Niesmak pozostał. Ale może to lepiej, bo i muzyka, której ostatnio słucham, nie nastraja mnie nazbyt lekko.

Nawet nie będę próbował tej płyty recenzować, bo kompletnie nie stać mnie tu choćby na ślad obiektywizmu. Jestem po prostu zachwycony i poruszony każdym dźwiękiem, każdym słowem. Jeff Beck, „Loud Hailer”. Jeśli ktoś jeszcze tego nie słyszał, to bardzo zachęcam – moim zdaniem to jedna z ważniejszych płyt, które ostatnio się ukazały. Warto słuchać tej płyty uważnie, zrozumieć teksty – to nie są lekkie historyjki, to opowieść o tym co i jak bardzo jest z nami nie tak. O chciwości firm, cyniźmie mediów, kłamstwach polityków, o bezradności, obawach i gniewie zwykłych ludzi… Jakimś cudem udało się artystom odpowiedzialnym za album – a oprócz Becka są to Rosie Bones i Carmen Vandenberg – nie strywializować tego tematu. To nie jest histeryczny bunt nastolatka, to mocny i przemyślany sprzeciw dorosłych ludzi. Do tego to, co na płycie wyprawia lider projektu zdecydowanie jest warte usłyszenia… No cóż, jak wspomniałem jestem do tej płyty bardzo przekonany.

W moim wypadku skutkiem ubocznym słuchania tego albumu była też refleksja nad kondycją otaczającego mnie świata. Nie wiem jak wy, ale ja po wysłuchaniu wiadomości zazwyczaj czuję się przytłoczony i bezradny. Rozumiem, że media wybierają te newsy, które są dynamiczne, poruszają i przekładają się na oglądalność. Problem w tym, że ten wybór zazwyczaj oznacza opisy wojen, oszustw, wypadków i przestępstw. I dużo polityki. Czasem jest też coś o piłce nożnej, ale ja akurat nie jestem kibicem. Wobec takiego zestawu informacji mogę albo zobojętnieć – ale tego nie chcę – albo po prostu nie słuchać serwisów informacyjnych. Zazwyczaj nie słucham, i wtedy okazuje się, że świat za oknem wcale nie jest taki straszny… Ale przecież te problemy nie są zmyślone, one gdzieś istnieją. I właśnie upewniłem się, że chcę w jakiś sposób się do tego odnosić. Jeśli uważam, że jakaś firma stosuje nieetyczne praktyki, to mogę po prostu nie kupować ich produktów. Jeśli uważam, że jakiś polityk jest draniem, to mogę go zapamietać i nie głosować na niego w najbliższych wyborach. Jeśli jakiś organizator koncertów oszukał muzyków, to mogę przed nim przestrzec znajomych i nigdy dla niego nie grać. I mogę być w tym konsekwentny. Świata oczywiście w ten sposób nie naprawię, ale zrobię tyle, ile mogę.

To w sumie proste i oczywiste. Tak proste, ża aż czasem może wydawać się nieco naiwne i dziecinne – ale tu właśnie z pomocą przychodzi mi Jeff Beck. Facet ma 72 lata, jest legendą gitary, i w zasadzie mógłby tylko odcinać kupony od swej sławy. Mógłby jeździć po świecie i grać sprawdzone numery – przecież wiele gwiazd tak robi, i nawet nie bardzo mamy im to za złe. Tymczasem Beck zagrał inaczej, zaskoczył, odważył się na coś nowego, i po namyśle doszedłem do wniosku, że właśnie to przekonało mnie najbardziej. Zaangażowanie, wyjście poza bezpieczne ramy. To, że starszy pan zagrał dubstep na gitarze - „Pull It”, trzeci utwór, polecam. Że zaryzykował po to, żeby powiedzieć coś, co uważa za istotne. Nawet, jeśli ktoś uzna to za odrobinę naiwne i zbyt proste. Nie szkodzi.

Po prostu posłucham jeszcze raz tej płyty, ale tym razem trochę głośniej. I uważniej zrobię zakupy.