Marcin Olak poczytalny - Ci nowi

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Początek listopada to taki szczególny moment w ciągu roku, w którym chętnie wspominamy tych artystów, którzy już odeszli. Myślę, że w najbliższych dniach wszyscy znajdziemy wiele takich wspomnień – i między innymi dlatego postanowiłem swój tekst poświęcić nie tym, którzy odeszli, ale tym, którzy przyjdą. Bo, choć cenię sobie dorobek minionych pokoleń, to bardziej interesuje mnie to, co przed nami.

Kim będą ci nowi? Co zagrają, w którą stronę pójdą? Zaczną w bardzo specyficznej sytuacji, pełnej paradoksów. Muzyka nigdy chyba nie była tak łatwo dostępna, jest jej naprawdę dużo, towarzyszy nam w zasadzie wszędzie – ale przy tym mało kto jej słucha. Muzyka służy nam do tego, żeby poprawić sobie samopoczucie, stworzyć nastrój, uprzyjemnić zakupy czy pracę… Ale nie jest słuchana, nie jest celem sama w sobie, staje się narzędziem.

Ciekaw jestem, jak – i czy w ogóle – ci nowi będą zabiegać o uwagę słuchacza. Czytałem gdzieś, że, statystycznie rzecz biorąc, słuchamy tylko kilkunastu pierwszych sekund utworu. Potem zmieniamy program, przewijamy do następnego utworu – zastanawiam się, czy nasi następcy znajdą sposób na przekonanie słuchacza, żeby skupił się przez dłuższą chwilę…

Ciekawe, w ogóle czy będą wydawali płyty, czy skupią się już tylko na dystrybucji swoich nagrań w domenie cyfrowej? Rynek muzyczny zmienia się tak szybko, że w zasadzie nie sposób tego przewidzieć. Teraz fizyczne nośniki kupują w zasadzie już tylko ci najbardziej wyrobieni i wymagający słuchacze, reszcie wystarcza streaming. David Bowie powiedział kiedyś, że płyty w zasadzie znikną z rynku, a ci, którzy chcą przetrwać na rynku, będą musieli skupić się na koncertach – ciekaw jestem, na ile ta tendencja będzie stała, i jak odnajdą się w tej sytuacji ci nowi?

I wreszcie najważniejsze – co i jak zagrają? W zasadzie nie sposób tego przewidzieć. W historii muzyki do tej pory było tak, że można było wskazać dominujący nurt, styl czy metodę kompozytorską. Większość powstających dzieł była dzięki temu na jakimś poziomie spójna, a rozwój polegał na eksplorowaniu wyznaczonego uprzednio terytorium. Ale teraz jest inaczej – muzyka rozwija się jednocześnie w wielu kierunkach. Co więcej - czasem te gatunki oddalają się od siebie tak bardzo, że w zasadzie nie mają już żadnych elementów wspólnych. A to z kolei odrywa muzykę od słuchacza, który z łatwością może się zgubić w gąszczu nowych dźwięków. I nic dziwnego, że się gubi – trzeba nie lada osłuchania, żeby równie dobrze rozumieć języki muzyczne Amira ElSaffara, Mary Halvorson, Arvo Parta, Mark-Anthony Turnage’a i Steve’a Reicha… Ciekawe, czy w ogóle przydadzą im się do czegoś nasze eksperymenty, czy coś z tego wezmą – a może znajdą zupełnie inną drogę? Jeden z twórców serializmu – nie pamietam, który – twierdził ponoć, że w nadchodzącym stuleciu ludzie nie będą już gwizdać swoich ulubionych melodii, lecz serie. No cóż, nowe stulecie nadeszło, a nikt z moich znajomych ostatnio żadnej serii nie zagwizdał – a przecież to była całkiem sensowna koncepcja! Była, ale nie zdefiniowała na nowo muzyki. A ja wciąż jestem ciekaw, co zdefiniuje. A może już takiej jednej, wspólnej definicji nie będzie, może już nikomu nie będzie potrzebna?

Co więcej – ja nawet nie wiem, czy zadałem właściwe pytania. Przecież ci nowi najprawdopodobniej zupełnie inaczej spojrzą na muzykę. Mój punkt widzenia i słyszenia jest  określony przez moją historię, ale przecież oni wystartują z innego punktu, a potem będzie już zupełnie inaczej. A zatem może oni postawią zupełnie inne pytania, i znajdą zupełnie inne odpowiedzi?

Nie wiem jak Państwa, ale mnie to strasznie ciekawi. I dlatego z pasją będę rzucał się na każdy nowy album, jaki wpadnie mi w ręce, dlatego będę starał się dotrzeć na każdy koncert, na którym mogę usłyszeć coś nowego.

A właśnie, jeszcze powinienem zaproponować jakąś płytę. Dziś podczas pisania słuchałem starej płyty Ornette’a Colemana, „The Shape of Jazz to Come”. Nie dlatego, żeby ten album odpowiadał na któreś z powyższych pytań, jasne, że nie. Po prostu to dobra muzyka, do której lubię czasem wracać. A dodatkowo dziś te dźwięki wywołały uśmiech na mojej twarzy. Mniej-więcej taki, jak przy oglądaniu starych filmów sci-fi, próbujących przewidzieć, jak będzie wyglądał świat w XXI wieku…