Jerzy Milian Tapes - o serii wydawniczej słów kilka

Autor: 
Piotr Wojdat
Zdjęcie: 

W związku z zeszłoroczną premierą szóstej części cyklu nagrań zebranych wibrafonisty Jerzego Miliana (chodzi o “Neuroimpressions”) postanowiłem w luźnej felietonowej formie przedstawić obraz tej ważnej dla polskiego jazzu postaci. O tym, że pochodzący z Poznania artysta był członkiem sekstetu Krzysztofa Komedy oraz kwintetu Jana Ptaszyna Wróblewskiego wie chyba niemal każdy fan gatunku. Doskonale znamy też jego klasyczne wydawnictwo, kreatywne, a zarazem stosunkowo przystępne “Baazaar” nagrane w trio, gdzie u boku Miliana pojawiają się kontrabasista Jacek Bednarek oraz perkusista Grzegorz Gierłowski. Kto w tamtym czasie, a przypomnijmy, że był to 1969 rok, decydował się na tak nietypowe instrumentarium jak na skład jazzowy? Pan Jerzy nie tylko podjął rękawicę, ale, co dużo bardziej istotne - uczynił to z dużą lekkością, fantazją i pokazał przy okazji, że jest prawdziwym muzycznym erudytą.

Gdy słuchamy płyt z serii The Jerzy Milian Tapes, dowiadujemy się, że wibrafonista w swoich najlepszych momentach kariery zdecydowanie nie spoczywał na laurach. Mało tego - potrafił się doskonale odnaleźć w repertuarze lekkim i melodyjnym, a zarazem rwącym do tańca, jak i pełnym odniesień do muzyki o dużo bardziej skomplikowanym charakterze. Duże wrażenie robi już samo otwarcie serii, czyli “When Where Why”, które na tę chwilę dostępne jest chyba tylko na winylu. Tak czy inaczej - jest to kompilacja najwyższej klasy, na której zawartość składają się utwory dynamiczne z charakterystycznym groovem oraz kompozycje zahaczające o takie style muzyczne jak jazz funk, czy bossa nova. Brzmienie tego albumu to zresztą nie tylko zasługa samego Jerzego Miliana, ale też towarzyszącego mu berlińskiego big bandu Guntera Gollascha. Efekt przechodzi najśmielsze oczekiwania.

Wraz z wydaniem kolejnej kompilacji, za której przygotowanie odpowiedzialne jest GAD Records, przenosimy się z lat 70. do lat 60. i trafiamy na bardziej jazzową muzykę, a konkretnie: swingującą orkiestrę Gustava Broma z Jerzym Milianem przy wibrafonie. Dzięki “Blues For Praha” możemy nie tylko poczuć namiastkę Praskiego Festiwalu Jazzowego, ale też i usłyszeć wibrafonistę, jak gra standardy, np. Theloniousa Monka oraz jak prezentuje autorski materiał na żywo.

Każda kolejna płyta z serii The Jerzy Milian Tapes to przeskok z jednej dekady do drugiej. Co prawda chronologia nie została tu zachowana przez wydawcę, ale nie jest to jakoś specjalnie istotne - wszak słuchać tych nagrań można dowolnie i nie trzeba się sugerować numeracją poszczególnych albumów. Nie inaczej jest ze “Stratrus Nimbus”, które ukazuje Jerzego Miliana jako artystę-instytucję, postać doświadczoną na polskiej scenie jazzowej. W skrócie trzecia płyta z serii to nagrania z lat 80., dosyć złożone formalnie i kompozycyjnie oraz nagrane z belgijskim big bandem BRT. I choć nie jest to moim zdaniem porywająca twórczość, to również i tutaj pewien wysoki poziom artystyczny zostaje urzymany.

Prawdziwą gratką dla niżej podpisanego i pewnie dla wielu czytelników Jazzarium.pl jest jednak “Semiramida”, które ukazuje jak kształtowało się legendarne trio Jerzego Miliana tuż przed wydaniem znakomitej płyty “Baazaar”. Mamy tu niemal wszystko: standardy, odniesienia free jazzowe i orientalne (“Bazar w Aszchabadzie”), humorystyczny prztyczek w nos skierowany w stronę dziennikarza Lucjana Kydryńskiego oraz skupione niczym w soczewce występy tria na kolejnych edycjach Festiwalu Jazz Jamboree (chodzi o drugą połowę lat 60.). Czego chcieć więcej? Może lepszej jakości kilku nagrań. I nie mam tu na myśli poziomu kompozycyjnego i improwizatorskiego, a zakłócenia techniczne. Myślę jednak, że te drobne niedogodności jak najbardziej możemy w tym konkretnym przypadku przeboleć, bo i tak słucha się tego z zapartym tchem.

Z numerem 5 pojawiły się z kolei baletowe nagrania Jerzego Miliana. “Rivalen” to chyba najbardziej wymagająca uwagi słuchacza pozycja z całej serii wydawniczej. Kompozycje pochodzą z drugiej połowy lat 60. i początku kolejnej dekady, w tym między innymi utwory z baletu Conrada Drzewieckiego „Tempus Jazz 67”. A jak to wszystko prezentuje się stylistycznie i na samym tylko krążku? Jazz miesza się z muzyką współczesną, improwizacja koegzystuje z konkretnymi formami, a wypowiedź artystyczna jest sama w sobie niezwykle plastyczna i aż tętni pomysłowością.

Tegoroczne “Neuroimpressions” to temat na kolejną, osobną opowieść. Zresztą, każda z tych płyt, które do tej pory ukazały się w ramach serii The Jerzy Milian Tapes odznacza się na swój sposób i ma własny, niepowtarzalny charakter. Po niektóre z tych albumów warto sięgać częściej, inne z kolei mają nieco więcej mankamentów (jeśli już - to nie jest ich dużo!). Jedno jest jednak pewne - obraz, jaki wyłania się z tych wydawnictw, potwierdza, że Jerzego Miliana należy częściej i bardziej śmiało wymieniać wśród tych najciekawszych i najważniejszych polskich jazzmanów.