James "Blood" Ulmer- harmolodyczny nauczyciel

Autor: 
Maciej Krawiec
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Mamy jeszcze to szczęście, że niejeden z wielkich muzycznego świata, którzy niegdyś mieli okazję tworzyć z innymi wielkimi, są wciąż z nami i dzielą się swoją sztuką. Możliwość koncertowego spotkania z sędziwymi sławami, zwłaszcza dla tych, którzy nie mieli dotychczas okazji posłuchania ich na żywo, ma w sobie coś z okoliczności wyjątkowej, która z przyczyn różnych więcej może się nie nadarzyć. Tego rodzaju wydarzeniem był koncert Jamesa „Blooda” Ulmera w ramach festiwalu Warsaw Summer Jazz Days 2016, na którym wystąpił ze swoją legendarną grupą Odyssey. Ulmer to przykład artysty o niekonwencjonalnym dorobku, który mimo dojrzałego już wieku w sposób niespieszny i autorski wciąż realizuje swoje artystyczne działania. A jak to w przypadku podobnych person bywa – działania te na przestrzeni dziesięcioleci były bardzo różnorodne.

Na początku jego muzycznej drogi była gra w zespołach funkowych i R&B w Pennsylwanii i Ohio. W latach 1964-1971 żył i występował w Detroit, by następnie przeprowadzić się do Nowego Jorku. Tam najpierw oddawał się m.in. graniu hardpobowemu razem z Jazz Messengers Arta Blakeya, ale i bardziej eksperymentalnemu w kwintecie Rashieda Alego. W 1973 związał się muzycznie z Ornettem Colemanem, który miał ogromny wpływ na postrzeganie muzyki oraz filozofię tworzenia gitarzysty – inspiracje te słychać na autorskich albumach Ulmera z lat 70. i 80. Gitarzysta ujął je jednak w ramy twórczości oryginalnej, która odbijała jego własne zainteresowania: łączył elementy freejazzu z rockiem i bluesem, ale zanim to zrobił, sprawił, że muzyka harmolodyczna, kolejny po free jazzie wynalazek Ornette'a Colemana, zyskała swoje reguły, ujęta została w stosowne prawidła, stała się językiem jasno i precyzyjnie skodyfikowanym. 

Lata 80. przyniosły zawiązanie grupy Music Revelation Ensemble, w której pierwszym składzie byli David Murray na tenorze, Amin Ali na basie oraz Ronald Shannon Jackson na perkusji. Na przestrzeni kilkunastu lat Ulmer w ramach tego zespołu regularnie wydawał albumy, zapraszając do udziału w nich m.in. Pharaoh Sandersa, Hamieta Bluietta czy Johna Zorna. Inną współtworzoną w tym czasie grupą była Phalanx, z którą kontynuował eksplorowanie eklektyzmu gatunkowego. Z kolei przełom XX i XXI wieku przyniósł jeszcze silniejsze zwrócenie się gitarzysty ku bluesowi. Rozpoczął wtedy współpracę m.in. z Vernonem Riedem – w kwartecie z nim właśnie Ulmer wystąpił w filmie dokumentalnym Wima Wendersa „Tajemnice ludzkiej duszy”. Wykonali tam kompozycję J.B. Lenoira „Down To Mississippi”.

Jednak tą częścią twórczości Ulmera, która interesuje nas najbardziej w kontekście nadchodzącego festiwalu Warsaw Summer Jazz Days, jest powołany do życia w latach 80. skład Odyssey z Charlesem Burnhamem na skrzypcach oraz Warrenem Benbowem na perkusji. O muzyce grupy następująco pisał Steve Huey z portalu All Music: „Odyssey łączy freejazz, bluesa, rock’n’rolla, funk i punk w taki sposób, że wydaje się jakby nic nie oddzielało tego, co eksperymentalne od tego, co najprostsze”. Z kolei Maciej Karłowski tak komentował album grupy wydany przed dziesięcioma laty pt. „Back In Time”: „Mamy tu muzykę wolną od rygorów harmonicznych, a jednocześnie przesyconą melodią, wolną od nachalnych rytmicznych powtórzeń, ale wprost cudownie kołyszącą. Pozornie szorstka w brzmieniu porusza najczulsze strony wrażliwości ludzkiej. W całym swym bogactwie inspiracji i wpływów przemawia tym rodzajem prostoty, który nie wymaga wiedzy ani przesadnego osłuchania”.

A dziś w 81. urodziny życzymy panu Ulmerowi wszystkiego co najlepsze.