Billie Holiday - „Complete Studio Masters”

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 

Istnieje teoria w zgodzie z którą musimy przyznać, że niezależnie od tego jakiej współczesnej jazzowej (i nie tylko jazzowej) wokalistki słuchamy, faktycznie słuchamy Billie Holiday. Mnie przekonuje. Jeśli Louis Armstrong zrewolucjonizował wokalistykę jako dziedzinę od strony formalnej (będąc pionierem scatu) to Billie wniosła do sztuki śpiewu ogromne, niespotykane wcześniej, pokłady wrażliwości.

Biografia Billie Holiday to bardzo bolesna lektura. Urodziła się w specyficznej rodzinie jako Eleanora Fagan. Gdy przyszła na świat, jej matka miała 13 lat, ojciec – 15. W skutek włóczęgowskiego trybu życia i odpuszczenia szkoły, została w wieku 10 lat wysłana do katolickiego domu poprawczego. Gdy po roku opuściła zakład wróciła do pracy w restauracji, którą otworzyła w międzyczasie jej matka. Restauracja nie przynosiła zysków a w wigilię 1926 roku, matka wróciła do domu i zobaczyła jak sąsiad gwałci jej córkę. W wieku 13 lat, Eleanora zaczęła pracować jako prostytutka. Jednak szybko trafiła do więzienia, gdzie według legendy po raz pierwszy miała usłyszeć nagrania Louisa Armstronga i Bessie Smith. Podobno.

W każdym razie jest prawdopodobne, że to właśnie w więzieniu Eleanora Fagan zamieniła się w Billie Holiday.

W tym momencie wkracza na scenę John Hammond – dobroczyńca muzyków jazzowych, dzięki któremu tacy artyści jak Lester Young czy Duke Ellington mieli okazję dokonywać swoich pierwszych nagrań i pokazywać się szerokiej publiczności. Wśród tych artystów obdarzonych łaską przez Hammonda była również Billie Holiday. I tu zaczyna się słuchanie. A jest kawał muzyki do przesłuchania ponieważ box „Complete Studio Masters” to aż 14 płyt. Wszystkie nagrania studyjne Billie Holiday, najbardziej wpływowej jazzowej wokalistki. Szerokość jej repertuaru jest oszałamiająca. Od występów w swingujących orkiestrach Benny'ego Goodmana i Teddy'ego Wilsona aż po „Strange Fruit”, przejmującą pieśń o rasizmie i linczach.

Jest cała śmietanka jazzowej sceny lat 30. i 40. - Freddie Green, Walter Page, Benny Goodman, Artie Shaw i jego orkiestra, „Hot Lips” Page, Roy Eldridge, Billy Bowden, Art Tatum, Oscar Peterson czy Louis Armstrong. Wszystko to muzycy fenomenalni, ale i tak najważniejszym muzykiem, poza Billie, na tych nagraniach pozostaje Lester Young. Holiday i Young przekłuli swój dysfunkcyjny związek na wyjątkowo współgrającą relację muzyczną. To chyba jeden z najbardziej poruszających jazzowych duetów.

Nie ma co zachwalać, trudno o zachwalanie tego boxu. Właściwie powinno wystarczyć tylko „14-płytowa, kompletna edycja studyjnych nagrań Billie Holiday. Około 300 utworów. Dodatkowo elegancka, bogato ilustrowana książeczka.” To powinno wystarczyć.

Seria „Complete Masters” się rozkręca. Po wydaniach boxów Charliego Parkera i Billie Holiday, wydawcy zapowiadają edycje nagrań Louisa Armstronga, Elli Fitzgerald i Sidneya Becheta.