Ahmet Ertegun - człowiek, który stworzył Atlantic Records

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 

Dzisiaj, 31 lipca świat obchodzi urodziny Ahmeta Erteguna - jednej z najważniejszych postaci w nowoczesnej muzyce rozrywkowej. Kto wie, bez niego być może nie byłoby Raya Charlesa, Led Zeppelin, Charlesa Mingusa czy Johna Coltrane'a takimi jakmi ich pamiętamy i jacy tworzyli historię muzyki? Z pewnością jednak nie byłoby Atlantic Records!

Kiedy na początku lat pięćdziesiątych XX wieku, spłoszony i niepewny swego Ray Charles wszedł do gabinetu szefów Atlantic Records, usłyszał głośne przywitanie: „RAY CHARLES, jesteś najlepszym wokalistą! Jesteś najlepszym pianistą! Człowieku! Jesteś w domu.” Wydawać się mogło, że w gabinecie wita go cała armia ludzi, z których każdy krzyczy w jego kierunku i ściska mu dłoń. A to był tylko niewysoki, łysiejący Turek, który w wielkich, niezgrabnych okularach wyglądał jak sowa. To był właśnie Ahmet Ertegun, szef i założyciel Atlantic Records. Ray nie przywykł do takiego traktowania. Dla Ahmeta było to zupełnie naturalne zachowanie. Właśnie takim postępowaniem zjednywał sobie muzyków i przekonywał ich do zaufania jemu i jego wytwórni.

Gdy Ray Charles zjawił się w gabinecie Erteguna był właściwie anonimowym grajkiem. Owszem, udało mu się nagrać kilka utworów dla niedużych wytwórni, ale raczej nic się nie sprzedawało. Generalnie wszystko było bardzo przyzwoicie – zarówno głos jak i gra na instrumencie, jednak właśnie ta „przyzwoitość” nie pozwalała młodemu muzykowi na poważną karierę. Ray Charles był kolejną kopią Nat King Cole'a. A jeden Nat King Cole już był i nikomu nie potrzebne były kolejne egzemplarze. I tu zaczyna się rola Ahmeta. Pod koniec lat czterdziestych usłyszał nagranie Raya „Baby, Let Me Hold Your Hand” i z miejsca uznał go za największego żyjącego muzyka. I prawdopodobnie, był wówczas jedynym który tak myślał.

W jaki sposób syn Tureckiego dyplomaty zostaje producentem muzycznym? Życiowa droga Ahmeta wiedzie od Stambułu przez Paryż i Londyn aż do Nowego Jorku. Jednak to w Londynie miało miejsce zdarzenie być może kluczowe dla zrozumienia późniejszych decyzji Erteguna. Właśnie w Londynie, w 1932 roku, Nesuhi Ertegun zabrał swojego dziewięcioletniego brata, Ahmeta, do Palladium by zobaczyć Caba Calloway'a i Duke'a Ellingtona. Widok muzyków, bujających się swobodnie w rytm tej niesamowitej Ellingtonowskiej elegancji zrobił swoje. Muzyka na stałe wkroczyła w życie braci Ertegunów, którzy w niedługim czasie zgromadzili całkiem pokaźną kolekcję płytową. Co jednak zwracało uwagę młodego Ahmeta – nagranie brzmiało znacznie mniej dynamicznie niż ta samam muzyka grana na żywo. Działo się tak dlatego, że wówczas nagrywano bas i perkusję bardzo cicho i delikatnie, by nie przytłoczyły mocą pozostałych instrumentów. Być może ta obserwacja była pierwszym krokiem na drodze do Atlantic Records.

Z początku brakowało pomysłu na Raya Charlesa. To musi być dla producenta potworny stan, gdy ma świadomość pracowania z bardzo utalentowanym muzykiem, który jednak nie potrafi określić własnej tożsamości. Ray Charles był uparty i nadal chciał być Nat King Colem. I dalej grał te swoje ballady, z których niemal każda była do bólu inspirowana twórczością sławnego idola. Aż wreszcie, Ahmet zaproponował rewolucję i pokazał Rayowi swój własny utwór. No i cóż – chwyciło. Utwór nosił tytuł „Mess Around” i okazał się pierwszym poważnym hitem w repertuarze Raya Charlesa. Oficjalnie autorem został A. Nugetre („Ertegun” pisany „od tyłu”) Od tej chwili można mówić o transformacji Raya „Nat King Cole'a” Robinsona w Raya Charlesa.

W 1947 roku, syn dyplomaty pożyczył od dentysty, Dra. Vahdi Sabita, 10,000 dolarów i zdecydował się założyć własną wytwórnię płytową specjalizującą się w brzmieniach gospel, jazzowych i R&B. Dwa lata później Atlantic miało na swoim koncie już około 20 udanych sesji nagraniowych, wśród których pierwsze próby Professora Longhaire'a oraz przebój Sticka McGhee „Drinkin' Wine Spoo-Dee-O-Dee”. Nieźle, ale już w 1950. w „stajni” Ahmeta znajdowali się tacy artyści jak Joe Turner, The Drifters, Ruth Brown i Ray Charles. Sam Ertegun rozwijał swoje talenty nie tylko jako producent i biznesmen ale również jako autor wielu utworów, jak choćby „Chains of Love” czy „Sweet Sixteen” które wykonywał Big Joe Turner (później również B. B. King)

Również jako biznesmen, Ahmet nie przypominał kolegów po fachu. Przede wszystkim tworzył dla swoich muzyków bezpieczne otoczenie, mikroklimat w którym mieli oni do czynienia wyłącznie z nim, wyłączając z krajobrazu całą masę anonimowych asystentów, administratorów, prawników i ludzi nie związanych bezpośrednio z muzyką. Tworzył im świat w którym za wszystko odpowiedzialny jest właśnie on, co dawało jego podopiecznym ogromne poczucie komfortu tworzenia, skoro nie podlegali oni żadnym naciskom z zewnątrz. Nie czynił tego jedynie z czystej filantropii – bardzo dbał o produkt, który firmował własnym nazwiskiem i chciał zrobić wszystko, żeby był on najwyższej klasy. Wytwórnia Atlantic nie była koncernem bez twarzy – Atlantic, znaczy Ahmet Ertegun. A Ahmet Ertegun jest zainteresowany przede wszystkim dobrą muzyką. Gdy Ray Charles postanowił odejść do Columbii, nie spotkał się z oporem Ahmeta. Skoro tak musi być, znaczy że tak musi być – to takie proste. Nie było pretensji, wyrzutów i kłótni; panowie podali sobie ręce i życzyli powodzenia na nowej drodze życia. Z nieczęsto spotykaną klasą.

Niezwykłość Ahmeta jako producenta objawiała się na wielu polach. Przede wszystkim, co jest niemal niezbędne w tym zawodzie, charakteryzował się niezwykłym wyczuciem w kwestii doboru artystów i przenikliwą oceną ich potencjału. To on namówił folkowe trio Crosby, Stills & Nash, do współpracy z młodym gitarzystą z Kanady, Neilem Youngiem a kiedy przyszedł czas na rozłam zespołu, dał Youngowi całe swoje błogosławieństwo i pomoc przy rozpoczynaniu solowej kariery. Wydawał się nie chować żadnej urazy, choć tracił przecież znakomity marketingowo produkt. Ale kłopot polegał na tym, że Ahmet przyjaźnił się z większością swoich podopiecznych, traktując ich niejako po ojcowsku, dbając przede wszystkim o ich dobro i rozwój artystyczny.

To on zatrudnił młody zespół Led Zeppelin po wysłuchaniu raczej marnej taśmy demo.

To on wreszcie zatrudnił Bobby'ego Darina, choć nagrania którymi muzyk chciał się reklamować nie zdradzały większych oznak talentu czy oryginalności. Na szczęście w korytarzu Atlanticu stało pianino i znudzony czekaniem na decyzję wytwórni, a może próbujący się po prostu odstresować, muzyk zaczął sobie przygrywać i podśpiewywać. Nie uszło to uwadze Ahmeta, który zdecydował się podpisać kontrakt z Darinem (który odwdzięczył mu się przebojami „Mack The Knife” czy „Dream Lover”) wyłącznie na podstawie tego osobliwego „przesłuchania”.

Żeby formalności stało się zadość, aby w pełni móc docenić skalę i różnorodność stylistyczną Atlantic i Erteguna, pozwolę sobie wymienić szybko część artystów, którym dał szansę: John Coltrane, Booker T & the MG's, Aretha Franklin, The Rolling Stones, Cream, Buffalo Springfield, Charles Mingus, The Allman Brothers, Otis Redding, Ray Charles, Wilson Pickett, Tori Amos.

Lista nazwisk w muzyce ważkich, związanych z Ertegunem i jego wytwórnią jest znacznie dłuższa.

Często bywało, że Atlantic nie mógł oferować swoim muzykom tak wysokich gratyfikacji jak potężniejsze firmy. Czasem kończyło się to jak w historii o Rayu Charlesie – odejściem w przyjaźni; lecz znacznie częściej udawało się Ahmetowi przekonać swoim czarem i ujmującą szczerością poświęcenia się dla muzyki, artystów już uznanych (jak to miało miejsce w przypadku The Rolling Stones) do współpracy za mniejsze wynagrodzenia.

Po latach, po stronie strat Ahmet wymieniał właściwie tylko dwie, ale za to poważne: prawie udało się zakontraktować Elvisa Presleya (niestety zadecydowały rozbieżności w oczekiwaniach finansowych), oraz The Beatles (jak twierdził - „prawnicy zbabrali sprawę”). Ale i bez „Króla” i czwórki z Liverpoolu, muzyczne imperium Atlantic i Ahmeta Erteguna jest imponujące i miało ogromne znacznie w kształtowaniu się muzycznych gustów na dystansie całego XX wieku.

29 października 2006 roku, w wieku 83 lat, Ahmet czekał za kulisami Beacon Theatre na jubileuszowy koncert Rolling Stonesów. Stracił równowagę, upadł i robił sobie głowę o podłogę. Natychmiast przewieziono go do szpitala, gdzie wydawało się że sytacja jest opanowana, a jego stan poprawia się. Niestety, poprawiał się tylko chwilę, do 14 grudnia, gdy Ahmet Ertegun zmarł. Filmowy zapis koncertu Rolling Stonesów z Beacon Theatre ukazał się pod tytułem „Shine A Light” w reżyserii Martina Scorsese, został zadedykowany pamięci producenta, o którym Keith Richards mówił, że był w takiej samej mierze duchowym ojcem zespołu, jak Muddy Waters. Raczej niechętny do wzruszeń gitarzysta Stonesów tak wspominał Ahmeta na łamach magazynu Rolling Stone:

„Aż do dnia swojej śmierci, robił wszystko by być zaangażowany w muzykę. Jego miłość do muzyki i radość jaką z niej czerpał, pozostała z nim do końca. Gdyby było inaczej, nie znalazłby się za kulisami Beacon Theatre. To było pełne koło. I to mnie wzrusza”.