20 lat po Davisie... Europa wspomina Picassa jazzu

Autor: 
Agata Łukomska
Zdjęcie: 

We wrześniu mija dwadzieścia lat od śmierci Milesa Davisa. Genialny trębacz był z całą pewnością jedną z tych gwiazd, które nie musiały umrzeć, by stać się legendą. Przez prawie pięćdziesiąt lat swojej kariery Davis nieustannie redefiniował swoją muzykę i siebie samego, niejako kreując się wciąż na nowo. Raz po raz stawiał pod znakiem zapytania przyjęte (także przez siebie!) zasady, włączał się w nowe prądy, a najczęściej je wyprzedzał. Niektórzy są przywiązani do Milesa z okresu cool jazzu, inni ponad wszystko cenią efekty jego współpracy z Gilem Evansem, puryści wreszcie najchętniej sięgają do wspólnych nagrań Davisa i Coltrane'a...

Moda na Milesa Davisa nigdy się nie skończyła i jeszcze dzisiaj, cokolwiek dzieje się w jazzie, w jakimś sensie do niego się odnosi. Ale dwudziesta rocznica śmierci muzyka to jeszcze jeden powód, by do niego wrócić; letnie festiwale w Europie będą w tym roku gościć szereg projektów, z których każdy ma przypomnieć jakieś oblicze jego geniuszu. Jako że większość muzyków, którzy towarzyszyli Davisowi od lat sześćdziesiątych, jest nadal „w obiegu”, im przede wszystkim przysługuje ten przywilej. Najbardziej oczekiwany, ale i najbardziej ryzykowny z tych projektów, to współpraca Herbie Hancocka, Wayne'a Shortera i Marcusa Millera, którzy po przedpremierowym koncercie w Istambule pojawią się w Wiedniu, Montreux, Antibes, Paryżu i Marsylii. Oczekiwania są wielkie, bo mowa tu o pianiście i saksofoniście z kwintetu Davisa z drugiej połowy lat sześćdziesiątych, oraz o basiście, który stanął u jego boku, gdy powrócił z początkiem lat osiemdziesiątych, i o orkiestrze, z którą Sfinks jazzu nagrał w 1986 roku album Tutu - swoje ostatnie arcydzieło. Ale i ryzyko spore, bo styl Millera – kierującego projektem – niewiele ma wspólnego ze stylem dobiegających osiemdziesiątki Hancocka i Shortera.

Elektroniczny zwrot w karierze Davisa znalazł swój najpełniejszy wyraz w wydanym w 1970 roku albumie Bitches Brew. Czterdzieści lat później trębacz Graham Haynes zgromadził doborową orkiestrę, z którą gościł w Polsce, na niedawnym Warsaw Summer Jazz Days.

 

Podobny projekt realizuje też inny znakomity trębacz Wallace Ronney - Bitches Brew and Beyond. W lipcu przypomniał ten album także w Wiedniu i na festiwalu w New Morning w Paryżu. Z kolei Kind of Blue – jazzowy bestseller od chwili jego wydania w 1959 roku – uświetnił Jazz Festival w Nicei, gdzie 8 lipca pojawił się saksofonista tenorowy Rick Margitza, przez jakiś czas członek orkiestry Davisa z końca lat osiemdziesiątych, oraz pianista François Baptiste Trotignon i grający na saksofonie altowym Pierrick Pédron.

 

Poza tym na europejskich wakacyjnych afiszach Jahn McLaughlin i John Scofield, pianista Keith Jarrett i kontrabasista Dave Holland z własnymi projektami – jakby chcieli dowieść, że po Davisie można jeszcze zrobić karierę w jazzie.

 

Nice Jazz Festival, 8 - 12 lipca, www.nicejazzfestival.fr

Jazz w Wiedniu, do 13 lipca, www.jazzavienne.com  

Montreux Jazz Festival, do16 lipca, www.montreuxjazz.com

Jazz w Juan,14 - 24 lipca, www.jazzajuan.com

Festival Jazz des 5 Continents, 18 - 26 lipca, www.festival-jazz-cinq-continents.com

Festival All Stars w New Morning, do 6 sierpnia, www.newmorning.com

Olympia, w Paryżu, www.olympiahall.com.

 

opracowano na podstawie Le Figaro, 7 lipca 2011, wersja elektroniczna

Zdjęcie ilustrujące tekst - Unfinished Miles Davis by Bobsmade